Tytuł: Władczyni
rzek
Tytuł oryginału:
Lady of the Rivers
Autor: Philippa
Gregory
Wydawnictwo:
Książnica
Data wydania: maj
2012
Liczba stron: 544
Tematyka: Powieść
historyczna
Ocena: 9/10
Małżeństwo z przymusu
musi być rzeczą straszną. Trudno bowiem jest wieść życie u boku
osoby całkowicie obcej i być może dla nas okrutnej. Niestety w
przeszłości aranżowane przez rodziców związki były
codziennością, szczególnie wśród królewskich
rodów dla których były one formą zawiązania pokoju
pomiędzy dwoma skłóconymi państwami bądź po prostu szansą
na polepszenie swego dotychczasowego materialnego statusu.
Jakobina Luksemburska, jak
twierdzi legenda, wywodzi się z pradawnego rodu wodnej bogini Meluzyny. W związku z tym dziedzictwem dziewczyna posiada nadnaturalne umiejętności, do których zaliczyć można przepowiadanie przyszłości czy wyczuwanie śmierci. To właśnie jej
nadzwyczajne zdolności sprawiły, że owdowiały i zafascynowany
alchemią Jan Lancaster postanawia wziąć ją za drugą żonę.
Biorąc pod uwagę jego wysoką społeczną pozycje i niewątpliwe
korzyści, jakie niesie za sobą przyszły związek, rodzice
dziewczyny od razu zgadzają się na oddanie ręki szesnastoletniej
córki księciu Bedfordu. Jednak wspólne pożycie pary
nie trwa długo. Dwa lata po ślubie Jan umiera, a Jakobina
jako młoda wdowa popełnia mezalians i w sekrecie poślubia giermka
swego zmarłego męża, którego od pierwszej chwili pokochała
prawdziwą miłością.
Trudno jest choć pokrótce
opisać zdarzenia mające miejsce w powieści. Życie Jakobiny to
bowiem pasmo przygód. Ponad pięćset stron książki jest
przepełnionych stałą akcją, wśród której nie ma
ani chwili czasu na nudę. Bardzo podobało mi się włączenie do
fabuły wątku fantastycznego, nadał on powieści zupełnie nowego,
ciekawszego wymiaru. Ważnym atutem powieści są niezwykle
sympatyczni bohaterowie. Mimo upływu akcji, która obejmuje
okres ponad dwudziestu lat, bohaterowie wciąż pozostają w wyobrażeniach
czytelnika tak samo młodzi jak na samym początku. Nie spodobał mi się jedynie fakt, że
po małżeństwie z Ryszardem Woodvillem Jakobina stała się
maszynką do rodzenia dzieci. Zadziwił mnie też sposób ich
wychowywania, a raczej jego brak. Powiem w owych czasach wysoko
urodzone kobiety takie jak księżna Luksemburska po narodzinach
potomka oddawały go w ręce doświadczonej mamki, a same wracały na
królewski dwór, aby służyć królowej.
„Władczyni rzek”
niesamowicie mnie pochłonęła. Z racji tego, że zaczęłam ją
czytać w okresie matur, wręcz bałam się po nią sięgać!
Wszystko spowodowane było tym, że gdy tylko rozpoczynałam lekturę,
całkowicie się w niej zatracałam, a cały otaczający świat jakby
przestawał istnieć, ja tymczasem przenosiłam się daleko wstecz do
XVwiecznej Anglii, ogarniętej wewnętrznym chaosem. Dlatego też,
gdy przyszedł weekend zamiast uczyć się prezentacji na ustny
egzamin z języka polskiego, ja siedziałam nosem w książce pani
Gregory.
Zaciekawiona historią
Jakobiny Luksemburskiej, ukazaną przez Philippę Gregory,
postanowiłam poszperać trochę w Internecie w poszukiwaniu
prawdziwych faktów z życia owej księżnej. Jak się okazało,
pochodząca z Kenii pisarka, w dużej mierze skrupulatnie oddała w
swojej książce rzeczywiste fakty z życiorysu wdowy po Janie
Bedfordzie. Nie obyło się jednak bez paru zmian. Przede wszystkim
nie zgadza się kolejność przychodzenia na świat poszczególnych
dzieci Jakobiny i ich ilość. Aczkolwiek wydaje mi się, że nie są
to informacje nadto istotne, które w jakikolwiek sposób
wpłynęłyby na bieg akcji. Co więcej wyżej wspominałam, że
zirytował mnie fakt posiadania przez księżnę aż tak licznego
potomstwa, tymczasem wikipedia informuje jakoby Jakobina miała
jeszcze więcej dzieci niż pisała o tym Philippa Gregory!
Z twórczością
Philippy Gregory zetknęłam się po raz pierwszy, jednak jestem nią
całkowicie oczarowana! Z serią o Wojnie Dwu Róż z całą
pewnością postaram się jak najszybciej zapoznać. Co więcej nie
mam najmniejszych wątpliwości, co do tego czyje książki znajdą
się na mojej czytelniczej liście powieści koniecznych do
przeczytania.
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat:
Bardzo lubię tą pisarkę do tej pory nie zawiodłam się na żadnej jej książce. Z chęcią sięgną po tę pozycję :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory nie miałam ochoty na książki tej autorki, ale muszę przyznać, że naprawdę zachęcająco napisałaś o "Władczyni rzek". Będę musiała koniecznie przeczytać powieści tej pisarki. :)
OdpowiedzUsuńZ reguły nie czytam prawie wcale powieści historycznych, ale ostatnimi czasy skusiłam się na dwie, które bardzo mi się spodobały, dlatego teraz jestem skłonna poznać i
OdpowiedzUsuń„Władczyni rzek”.
Ale mi robisz ochotę! Poza "Odmieńcem" nie miałam jeszcze do czynienia z Philippą Gregory, jednak jestem przekonana, że szybko się to zmieni:)
OdpowiedzUsuńhoho, a Władczyni Rzek czeka na mojej półce na swojej kolej, ale przedtem jeszcze dwie poprzednie ;) Ciebie autorka oczarowała jak i mnie kiedyś :)
OdpowiedzUsuńCoraz częściej spotykam się z recenzjami książek tej autorki. Jestem ciekawa czy jej twórczość spodoba mi się tak samo jak innym:)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale parę razy widziałam tę i po twojej recenzji mam ogromną ochotę po nią sięgnąć. Może w okresie wakacji mi się to uda, o ile książki dojdą w odpowiednie miejsce :D
OdpowiedzUsuńJa nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale chyba czas to nadrobić. : )
OdpowiedzUsuńNie sięgam po takie książki, lecz nawał pozytywnych recenzji na tę autorkę sprawia, że chcę się zapoznać z jej twórczością.
OdpowiedzUsuńTwoje zachwycenie tą pozycją udzieliło się i mnie. Chciałam także powiedzieć, że ksiażka ma przepiękną okładke.
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym zajrzała. To musiała być emocjonująca lektura.
OdpowiedzUsuńChętnie sięgnę po tą książkę, zainteresowała mnie na tyle, żebym zaczęła na nią polować :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: in-corner-with-book.blogspot.com
o autorce nigdy nie słyszałam, aż do niedawnej premiery "Odmieńca". przygodę z jej twórczością mam zamiar wspomnieć właśnie od wspomnianej przeze mnie książki, ale jeśli mi się spodoba, pewnie zapoznam się również z "Władczynią rzek" :)
OdpowiedzUsuńZ autorką spotykam się po raz pierwszy, a i za historycznymi powieściami jakoś szczególnie nigdy nie przepadałam, to fakt. A przynajmniej do momentu, kiedy spotkałam się z twórczością pana Komudy. On, jak i pani Gregory, wplata bardzo umiłowanie w swoje opowiadania elementy fantastyczne, co faktycznie mile urozmaica teksty. A i, nie powiem, powyższą recenzją zachęciłaś do przeczytania, zachęciłaś. ;)
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, ale zakupiłam sobie właśnie cztery książki, więc póki co, mam co czytać :D
OdpowiedzUsuńO tak! Moim zdaniem jedna z lepszych książek Gregory! Godna polecenia :)
OdpowiedzUsuńGregory jak zawsze świetna! Nie dość, że przez nią (a raczej dzięki niej) zaczytuję się powieściami historycznymi, to jeszcze pokochałam Tudorów i czasy przed i po nich, w efekcie czego pochłaniam też literaturę popularnonaukową ;) "Władczyni rzek" napisana jest na wysokim poziomie-jak zawsze zresztą-ale zapewniam, że Philippa Gregory ma jeszcze lepsze powieści, więc szybko zabierz się za pozostałe! :)
OdpowiedzUsuńMiałam okazję poznać Odmieńca tej autorki i jeśli ona wszystkie książki tak pisze, to ja podziękuję.
OdpowiedzUsuńPrzez 3 lata? Ja spotkania zaczynałam w 2 klasie, co nie zmienia faktu, że i tak cieszyłam się z bierzmowania, bo nie mogłam się doczekać, tak po prostu ;) A co do książki, to jak przeczytam wszystkie 11, które mam "w kolejce", to na pewno sięgnę jeżeli będzie w mojej bibliotece, bo przyznam szczerze, że recenzja mnie zaciekawiła ;)
OdpowiedzUsuńLubię takie powieści więc z chęcią przeczytałabym i tę :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie. Byłam przekonana, że nie jest to lektura dla mnie, chyba się jednak myliłam.
OdpowiedzUsuńJak na razie czytałam tylko jedną książkę autorki ale mam ochotę na więcej:)
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic tej autorki, ale może kiedyś skuszę się na ,,Władczynię rzek":)
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnego z dzieł tej autorki, ale coraz bardziej zaczynam się przekonywać, że warto! Na początku nie bardzo uśmiechała mi się myśl czytania książek historycznych (rozszerzona historia robi swoje i ma się jej czasami po prostu już dosyć), ale teraz wiem, że na pewno to zrobię. :)
OdpowiedzUsuńNie każdemu kok z wypełniaczem pasuje. To zależy od kształtu twarzy. Może z czasem byś się przyzwyczaiła do takiej fryzury :)
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam powieści historycznej, a ta wyjątkowo sympatycznie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać, gdyż lubię powieści tego typu i darzę je ogromnym sentymentem.
OdpowiedzUsuńPomimo, że nie lubię powieści historycznych, ta jakoś mnie zaciekawiła. Może to ta okładka? :)
OdpowiedzUsuńoo jak CIę wciągła ta powieść i miałaś obawy ,ze przez nią się zatracisz to już mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńoj kusisz, a ja sesję zaczynam;)
OdpowiedzUsuńSama treść bardzo mi się podoba. :)
OdpowiedzUsuńA w sumie może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńTa autorka ma serię książek o Zakonie, Międzyświecie, Rakshanach, Akademii Spence - nie wiem, czy czytałaś, ale ostatnio ściągnęłam sobie ebooka drugiej części i stwierdziłam, że to jest świetna seria. Wciąga niesamowicie. Generalnie patrząc po twojej recenzji, ta autorka osadza akcję swoich powieści w minionych wiekach, dobrze opowiada historie i intryguje. Dlatego jest jedną z moich ulubionych autorek powieści młodzieżowych, a nie jest ich wiele, bo po prostu nie lubię tego typu powieści. :)
OdpowiedzUsuńThe vincent boys - Abbi Glines - wydaje się fajna, lubię takie książki, ale mało czytam.
OdpowiedzUsuńNiestety nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z twórczością tej autorki, ale mam nadzieję, że szybko to nadrobię. Szczególnie, że wszędzie widze same pozytywne recenzje na temat jej książek :)
OdpowiedzUsuń