Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 9/10. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 9/10. Pokaż wszystkie posty

piątek, 6 czerwca 2025

"Tamte dni, tamte noce" - Andre Aciman

Tytuł:
Tamte dni, tamte noce
Tytuł oryginału: Call me by your name
Autor: Andre Aciman
Wydawnictwo: Poradnia K.
Data wydania: styczeń 2018
Liczba stron: 300
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna, młodzieżowa
Średnia ocena: 9/10

Rodzice niespełna osiemnastoletniego Elio jak co roku zapraszają do swojej letniej, włoskiej posiadłości jednego z młodych zagranicznych literatów. Robią to, aby pomóc uzdolnionym osobom rozwijać się, a także by razem spędzić lato dyskutując o filozofii czy sztuce. Tego lata do rezydencji rodziny Perlamn przybywa dwudziestoczteroletni Amerykanin Olivier, w którym Elio praktycznie od razu się zadurza. Przez kolejne 6 tygodni obaj mężczyźni będą próbować ukryć targające nimi uczucia.

„Tamte dni, tamte noce” to przede wszystkim powieść o poszukiwaniu samego siebie i próbie okiełznania swoich uczuć, z którymi jak się okazuje, nie zawsze trzeba walczyć. Część osób kategoryzuję książkę Andre Acimana jako literaturę młodzieżową. Ja jednak nie do końca zgadzam się z tą opinią. Wydaje mi się,  że dla młodszego czytelnika ta książka może być po prostu za mocna ze względu na dość wulgarny język, który pojawia się szczególnie pod koniec powieści. Dodatkowo znajdziemy tu opisy różnych seksualnych zachowań, a autor tutaj nie stosuje żadnych subtelnych opisów, tylko bezceremonialnie mówi, co się dzieje bądź co siedzi w głowie bohaterów. Według mnie jest to książka dla młodzieży, ale takiej w wieku 16+. Uważam, że zarówno młodsi jak i starsi czytelnicy wiele mogą z tej książki wynieść.  

Nigdy wcześniej nie miałam okazji czytać książki, która by tak adekwatnie odzwierciedlała emocje, jakie towarzyszą osobie zakochanej. Nie ma tu znaczenia czy obiektem naszych uczuć jest mężczyzna czy kobieta, wygląda na to, że to co siedzi w naszej głowie, gdy trafi nas strzała amora jest niezmienne bez względu na płeć. Andre Aciman to prawdziwy znawca ludzkiej natury i uczuć. Jestem zachwycona jego dogłębną analizą stanu zakochania, szczególnie gdy chodzi o pierwszą miłość, która często ma na nas i na nasze późniejsze życie przeogromny wpływ. Lektura książki pozwoliła mi uzmysłowić sobie, że w przeszłości nie tylko mi przez głowę przewijał się natłok myśli, a mój mózg snuł niestworzone historię na temat mojego obiektu westchnień. 

Po lekturze „Tamtych dni, tamtych nocy’ skusiłam się również na obejrzenie adaptacji książki w postaci filmowej z taką znakomitą obsadą jak Timothée Chalamet czy Armie Hammer. Mimo że film mi się podobał to nawet w cząstce nie oddał atmosfery książki bądź też uczuć jakie towarzyszyły Elio przez całe lato na Sycylii. Według mnie to właśnie jego przemyślenia i notatki nadawały tej historii tak nadzwyczajny wydźwięk. Filmowi nie udało się adekwatnie oddać tego, co pomiędzy Eliem a Olivierem tak naprawdę było. Co najgorsze producenci postanowili zmienić jeden z głównych elementów fabuły mianowicie pochodzenie Elio. W powieści miał on korzenie amerykańsko-włoskie i rozmawiał w obu tych językach, podczas gdy na ekranie był on pochodzenia amerykańsko-włosko-francuskiego i przez znaczną część czasu komunikował się z rodzicami czy też swoimi włoskimi przyjaciółmi po francusku. Dla mnie nie miało to żadnego sensu i po raz kolejny ujęło historii. 

Andre Aciman stworzył powieść dla ludzi z otwartym umysłem i szczególną wrażliwością. To, w jaki sposób przedstawił historię Elio i Oliviera zasługuje na niejedną nagrodę. Dałam się uwieść fabule i nastrojowi, wykreowanemu przez autora i czytając tę książkę czułam się jakbym ja sama przeniosła się do słonecznych Włoch w latach 80tych. „Tamte dni, tamte noce’ to absolutna uczyta czytelnicza, którą gorąco każdemu polecam.  

niedziela, 9 marca 2025

"Polskie Morderczynie" - Katarzyna Bonda

Tytuł: Polskie Morderczynie
Autor: Katarzyna Bonda
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: marzec 2017
Liczba stron: 400
Tematyka: Reportaż, Literatura faktu
Średnia ocena: 9/10
 
Chyba nie istnieje żaden fan podcastów kryminalnych, który nie słyszał o kultowym reportażu Katarzyny Bondy. Ja pierwszy raz o „Polskich Morderczyniach” usłyszałam dzięki słuchowisku „Piąte, nie zabijaj”. Potem tytuł ten obił mi się o uszy jeszcze dobrych parę razy, aż w końcu nie miałam innej opcji jak tylko sięgnąć po tę książkę.
 
W książce znajdziemy historie czternastu kobiet skazanych za morderstwo drugiego człowieka. Każda z przedstawionych historii składa się z dwóch części. Wpierw poznajemy charakter bohaterek i ich przeszłość na podstawie wywiadów, które Katarzyna Bonda przeprowadziła osobiście ze skazanymi, a potem dopiero dowiadujemy się za co konkretnie dana kobieta odsiaduje wyrok na podstawie rzeczywistych akt sprawy. Przyznam, że autorka nie mogła chyba wpaść na lepszy sposób przedstawienia każdej z historii. Szokujące dla mnie było to, że najpierw czytałam o kobiecie, którą na podstawie wywiadu udawało mi się całkiem rozumieć, po czym jak wiadro pomyj wylewało się na mnie to, co rzeczywiście zrobiła i jakie kierowały nią pobudki bazując na realnych świadectwach i faktach.
 
Wiele z historii, które przytacza Katarzyna Bonda słyszałam już wcześniej. Nie oznacza to jednak, że autorka kogoś papugowała pisząc tę książkę, wręcz przeciwnie. Pierwsze wydanie „Polskich morderczyń” ukazało się w 2009 na długo przed erą podcastów i szałem na powieści kryminale. Można więc śmiało stwierdzić, że to właśnie Katarzyna Bonda była poniekąd pionierką w tej dziedzinie i to inni często opierają się na jej wywiadach w swoich słuchowiskach.
 
Książka nie składa się z samych historii skazanych kobiet. Katarzyna Bonda przeprowadziła również wywiady z osobami takimi jak profiler, seksuolog, psychiatra czy dyrektor więzienia, które na co dzień zaangażowane są w różne procesy związane z udowodnieniem zbrodni, a także resocjalizacją więźniarek. Część z tych osób miała nawet styczność z kobietami, o których czytaliśmy na wcześniejszych stronach utworu. Rozmowy te dają nam lepszy wgląd na sytuacje kobiet odbywających kary w polskich więzieniach, a także zapoznają nas z pewnymi statystykami i wzorami postępowania, jakie kierują płcią piękną podczas dokonywania zbrodni.
 
Zaraz za wywiadami znajdziemy rozdział zatytułowany „Opinie czytelników”. Ja osobiście nie jestem fanką, takich wstawek w szczególności w książkach. Wiadome jest, że jedyne opinie jakie tam znajdziemy, to te które zachwalają utwór pod niebiosa i nie szczędzą mu komplementów. Ktoś mi może wytłumaczyć jaki jest cel umieszczania takich treści w książce? Zachęcenie czytelnika do lektury? No nie wiem, w moim przypadku ma to działanie zupełnie odwrotne. Przypomina mi trochę próbę dowartościowania autora i jego utworu, a tego Katarzyna Bonda szukać nie musi.
 
Wiem, że Katarzyna Bonda jest również autorka wielu powieści kryminalnych, jednak do tej pory nie miałam okazji zapoznania się z żadną z nich. Z całą pewnością mogę jednak stwierdzić, że pisanie reportaży idzie jej znakomicie. 

środa, 5 lutego 2025

"Wichrowe Wzgórza" - Emily Bronte

Tytuł: Wichrowe Wzgórza
Autor: Emily Bronte
Wydawnictwo: MG
Data wydania: październik 2022
Liczba stron: 448
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna, klasyka obca
Średnia ocena: 9/10
 
Twórczość sióstr Bronte w szczególności Anne i Charlotte była przeze mnie znana i ceniona już wcześniej. Nigdy dotąd nie miałam jednak okazji sięgnąć po jedyną powieść wydaną przez ich siostrę Emily na parę miesięcy przed jej śmiercią w wieku trzydziestu lat. Jak wielka szkoda, że zabierałam się za lekturę „Wichrowych Wzgórz” od tak długiego czasu!
 
Akcja „Wichrowych Wzgórz” rozgrywa się na przełomie XVIII i XIX wieku w hrabstwie Yorkshire w Wielkiej Brytanii. Jest to powieść o tym jak odrzucenie i chęć zemsty jest w stanie zdominować życie nie tylko jednego człowieka a całych trzech pokoleń z dwóch osobnych rodów. Zadziwiające jest to, że w książce istnieją jedynie dwa miejsca, w których dzieje się akcja: Drozdowe Gniazdo bądź Wichrowe Wzgórza, a mimo to czytelnik zupełnie się nie nudzi i przez cały czas odkrywa w tych miejscach coś nowego i magicznego. Jedyne z czym miałam problem to polubienie jakiegokolwiek bohatera powieści. Może wydawać się to trochę dziwne, bo chcąc nie chcąc zawsze czytelnik znajduje sobie taką jedną osobę, którą darzy największą sympatią i najchętniej śledzi jej losy. W tym przypadku tak nie było i musiałam zadowolić się większym dystansem do bohaterów, co jednak w niczym mi nie przeszkadzało.
 
Bardzo podobało mi się, że cała historia była przedstawiona oczami pani Dean, czyli osoby która nie miała bezpośredniego wpływu ani na akcje ani na czynny innych postaci. Dzięki temu nie wiemy o czym myśleli, co planowali, ani nawet co czuli główni bohaterowie książki. Daje to czytelnikowi większą obiektywność w ocenie zachowań i wypowiedzi Katherine, Heathcliffa, Edgara czy innych. „Wichrowe Wzgórza” to na pewno nie powieść dla każdego, a już na pewno nie powieść, którą czyta się dla relaksu czy na wakacjach. Skłania ona do myślenia, porusza ciężkie tematy i przede wszystkim jest bardzo depresyjna, dlatego też jeśli aktualnie nie jesteś w dobrym stanie psychicznym, radziłabym póki co darować sobie lekturę tej książki.  
 
Część uważa powieść Emily Bronte za ponadczasowy romans, ja jednak romansem bym tej książki nie nazywała, gdyż najzwyczajniej w świecie za bardzo jej ten tytuł uwłacza i szufladkuje. Ponadto jest tu niewiele miłosnych uniesień, głównie miłosnych zawodów i tragedii. Prawidłowo „Wichrowe Wzgórza” powinno się nazywać powieścią gotycką, gdyż posiada ona wszystkie jej cechy tj. demoniczność postaci, tajemniczość krajobrazu, szaleństwo, nadprzyrodzone zjawiska, mrok, wątek śmierci i terroru. Już z samego tego opisu można wywnioskować jak bardzo historia przedstawiona przez Emily Bronte różni się od tych, które opisywały jej siostry.
 
Wydaje mi się, że gdyby „Wichrowe Wzgórza” były pierwszą powieścią, którą bym przeczytała spod pióra sióstr Bronte to bez wątpienia, twórczość reszty rodzeństwa nie wywarłaby na mnie aż tak dużego wrażenia jak kiedyś. Emily zdecydowanie postawiłaby im poprzeczkę bardzo wysoko. Nie dziwią mnie wcale głosy, że Emily mogła byś tą najbardziej utalentowaną z sióstr, jaka więc szkoda, że tak szybko odeszła i nie zostawiła po sobie więcej literackiego dorobku.

czwartek, 23 stycznia 2025

"Dymy nad Birkenau" - Seweryna Szmaglewska

Tytuł: Dymy nad Birkenau
Autor: Seweryna Szmaglewska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: styczeń 2020
Liczba stron: 464
Tematyka: Literatura polska, Literatura faktu, Autobiografia
Średnia ocena: 9/10

Długo się zastanawiałam, czy w ogóle powinnam pisać recenzję tej książki, biorąc pod uwagę jak bardzo poważny i tragiczny temat ona porusza. Do tego nie jest pierwszym lepszym reportażem, a zapiskiem czyiś osobistych doświadczeń  z obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Mimo wszystko postanowiłam podjąć się tego zadania.

Książka pierwszy raz została wydana w 1945, zaraz po II Wojnie Światowej. Pani Seweryna Szmaglewska przebywała w Birkenau praktycznie od samego początku jego założenia i była w nim aż do jego ewakuacji w końcowych etapach wojny. Tak długi czas, który autorka spędziła za murami obozu i mnogość doświadczeń, jakie dane było jej przeżyć,  sprawia że „Dymy nad Birkenau” to najbardziej szczegółowy i adekwatny opis realiów, z jakimi było się mierzyć więźniom obozów koncentracyjnych. Dodatkowo książka powstała w przeciągu zaledwie paru miesięcy po opuszczeniu przez autorkę obozu, dzięki temu była to relacja świeża i pamięć ludzka nie miała jeszcze okazji wyprzeć mniej istotnych bądź wyjątkowo traumatycznych faktów.

Książkę czyta się trudno, nie ze względu na to, że jest ona źle napisana, ale przez jej brutalność i bezpośredniość. Czytelnik najzwyczajniej w świecie potrzebuje czasu, żeby sobie pewne rzeczy przyswoić i zdać sobie sprawę, że to co czyta, rzeczywiście miało miejsce i nie jest wytworem wyobraźni. Niezwykle ciężko czyta się o potwornościach, których doświadczyła pani Seweryna i inni więźniowie. Jednakże, cieszę się, że dane było mi zapoznać się z tak szczegółowym opisami sytuacji więźniów i wydaje mi się, że każdy Polak powinien taką wiedzę i świadomość historyczną posiadać.

Jest jednak jedna, jedyna rzecz, która mi się w książce nie podobała – trzecioosobowa narracja. Sprawiło mi to trudność w całkowitym zanurzeniu się w powieść i poczuciu, że i ja osobiście jestem tam na miejscu i przeżywam te wszystkie koszmarne rzeczy razem z innymi bohaterami. Co najważniejsze podobne zarzuty słyszała już wcześniej sama autorka i nawiązuje do tego w wywiadzie, który znajduje się na samym początku książki. Pani Seweryna wyjaśnia, że początkowo powieść rzeczywiście była pisana przez nią w pierwszej osobie, jednak po zasięgnięciu porad uznała, że bezpieczniejsze dla niej i lepsze dla czytelnika będzie jeśli nie będzie on mógł emocjonalnie związać się z autorką i tym samym będzie mógł obiektywnie spojrzeć na wszystko, co działo się w Auschwitz-Birkenau.


„Dymy nad Birkenau” to moja druga ulubiona książka o tematyce obozowej zaraz po „Przeżyłam Oświęcim” Krystyny Żywulskiej. Wydaje mi się, że jest to pozycja, która powinna pojawić się w kanonie lektur szkolnych ze względu na to jak niewyobrażalny wkład Seweryna Szmaglewska i jej świadectwo miały na poznanie prawdy o obozach koncentracyjnych, i jak ważne jest to, żeby pamięć o ludziach, którzy zginęli za murami Auschwitz-Birkenau przetrwała.

wtorek, 24 marca 2015

"Królowa Tearlingu" - Erica Johansen

Tytuł: Królowa Tearlingu
Tytuł oryginału: The Queen of the Tearling
Autor: Erica Johansen
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: luty 2015
Liczba stron: 496
Tematyka: Fantastyka
Ocena: 9/10

„Królowa Tearlingu”, czy ten tytuł brzmi znajomo? Założę się, że czytelnicy, którzy śledzą cykl „Kiedy polskie wydanie?” z pewnością przypominają sobie, że jakiś czas temu właśnie ta książka została w tym zestawieniu zaprezentowana. Teraz dzięki wydawnictwu Galeria Książki mamy okazje zapoznać się z tą powieścią w naszym ojczystym języku.

Kelsea całe swoje życie spędziła w ukryciu, przygotowując się pod czujnym okiem opiekunów do roli królowej. W dniu dziewiętnastych urodzin jej nauka dobiega końca, a dziewczyna eskortowana przez grupę najwierniejszych żołnierzy swojej zmarłej matki udaje się do twierdzy, skąd ma sprawować władzę nad pogrążonym w ubóstwie oraz strachu ludem Tearlingu. Jakby tego było mało jej własny wuj Thomas spiskuje z władczynią sąsiedniego, wrogiego królewstwa i robi wszystko by pozbawić bohaterkę życia i tym samym korony. Czy Kelsea uda się wymknąć śmierci? I czy będzie lepszą królową niż jej matka?

Początkowo myślałam, że książka Erici Johansen będzie powieścią typowo młodzieżową z prostym językiem oraz w miarę lekką fabułą i choć język rzeczywiście okazał się nieskomplikowany to fabuly z pewnością nie mozna nazwać odprężającą. Historia niewyobrażalnie trzyma w napięciu i nie nawet na moment nie zwalnia tempa. Przez prawie pięćset stron trwania powieści ma miejsce tyle zdarzeń, ile nie dzieje się w niektórych całych trylogiach, a co najważniejsze czytelnik wciąż czuje niedosyt!

W powieści najbardziej podobał mi się element tajemnicy, który towarzyszy czytelnikowi od samego początku książki. Sekrety przewijające się w trakcie lektury dotyczyły głównie przeszłości Kelsea, a także magicznego naszyjniku, który towarzyszy jej od maleńkości. Dziewczyna ani nie zna prawdy o swoich rodzicach ani nie ma pojęcia, jakie jest zastosowanie cudotwórczej biżuterii. Co więcej, tytułowa bohaterka w niczym nie przypomina pięknych i zgrabnych disneyowskich księżniczek, jest pulchna i bardzo przeciętnej urody. Dzięki temu czytelnik nie ma wrażenia, jakby czytał nierealną historię, ale taką, która rzeczywiście kiedyś mogła mieć miejsce.

„Królowa Tearlingu” to literacki debiut Erici Johansen, który znakomicie jej się udał. W pewny nawet momencie powiedziałam swojemu chłopakowi, że czytam zbyt ciekawą książkę bo wręcz nie mogę się od niej oderwać. Jedyny problem miałam z określeniem czasu akcji. Z jednej strony wygląd otoczenia wskazywał wybitnie na średniowiecze, jednak momentami w powieści pojawiały się rozmowy czy też przemyślenia bohaterki na temat książek elektronicznych, co z drugiej strony sugerowałoby na czasy bardziej współczesne.

Nie tylko treść książki jest wysoce godna zainteresowania. Wydawnictwo Galeria Książki postarało się również o zachwycającą oprawę graficzną powieści. Jednym słowem wielką strarą będzie, jeśli "Królowa Tearlingu" nie pojawi się na Twojej półce!

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu  Galeria Książki:

niedziela, 27 kwietnia 2014

"Wszechświat kontra Alex Woods" - Gavin Extence

Tytuł: Wszechświat kontra Alex Woods
Tytuł oryginału: The Universe Versus Alex Woods
Autor: Gavin Extence
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: kwiecień 2014
Liczba stron: 416
Tematyka: Literatura zagraniczna, współczesna
Ocena: 9/10

Na reszcie! Opłacało się czekać tak długo. W końcu po raz kolejny natrafiłam na powieść, która całkowicie mnie pochłonęła. Książka “Wszechświat kontra Alex Woods” z całą pewnością zostanie zaszufladkowana jako “ulubiona” oraz “warta ponownego przeczytania”. Drugiej tak fantastycznej powieści należy szukać ze świeczką w ręku.

Sięgając po nowy utwór z nakładu Wydawnictwa Literackiego przeczuwałam, że czeka mnie coś wyjątkowego, nie spodziewałam się jednak tak dopracowanego i wartościowego dzieła, jakie otrzymałam. Na pierwszy rzut oka zarówno okładka jak i sam tytuł nasuwały mi skojarzenia ze średniego typu literaturą młodzieżową z elementami fantasy. Aczkolwiek wstępne rozdziały szybko pokazały, że byłam w ogromnym błędzie.

Gavin Extence wykreował nie tylko świetną sylwetkę tytułowego bohatera, ale także otoczył go szeregiem innych, godnych uwagi postaci drugoplanowych. Prócz tego zaczynając lekturę, zupełnie nie spodziewałam się następującego przebiegu akcji. Byłam wręcz przekonana, że fabuła skupi się na Alexie oraz wydarzeniach związanych z uderzeniem mateorytu. Tymczasem wątek ten pełnił istotną rolę w utworze, ale nie był jej sednem.

Wydaje mi się, że najważniejszym elementem tej ksiażki jest przesłanie, jakie ona za sobą niesie. Angielski pisarz w swoim utworze porusza wiele interesujących i dyskusyjnych kwestii takich jak prawo do świadomej śmierci czy szkolna hierarchia uczniów. Jeśli chodzi o ten pierwszy temat to od zawsze popierałam tezę, przedstawioną przez Gavina Extence. Ponadto prócz spraw do przemyśleń autor poznaje też czytelnika z różnymi naukowymi zagadnieniami z najróźniejszych dziedzin.

Z wielką niecierpliwością czekam aż Gavin Extence napisze kolejną powieść. Jestem przekonana, że autor z tak niebywałym talentem oraz olbrzymią wyobraźnią stworzy jeszcze nie jedną fantastyczną historię.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu  Literackiemu:
undefined

niedziela, 1 grudnia 2013

"Charlotte Brontë i jej siostry śpiące" - Eryk Ostrowski

Tytuł: Charlotte Brontë i jej siostry śpiące
Autor: Eryk Ostrowski
Wydawnictwo: MG
Data wydania: wrzesień 2013
Liczba stron: 624
Tematyka: Biografia, Literatura faktu
Ocena: 9/10

Dzieje życia Charlotte, Emily i Anne Bronte wzbudzają niemal identyczną ciekawość jak utwory ich autorstwa. Wielokrotnie główne bohaterki ich dzieł utożsamiane są z konkretną siostrą, która je wykreowała. W większości to na ich podstawie dokonuje się analizy charakteru i stanów emocjonalnych każdej z pisarek.  Źadne bowiem ślady egzystencji sióstr nie dają pewnego obrazu kolei ich życia, dlatego też od wieków stanowią one zagadkę i punkt odniesienia dla kolejnych badaczy ich twórczości. 

Początkowo odrobinę przestraszyła mnie objętość książki Eryka Ostrowskiego. Nie da się ukryć, że ponad 600 stron tekstu może nieco zniechęcać do lektury, jednak teraz mogę z czystym sumieniem zapewnić, że absolutnie nie ma się czego obawiać. Autor w nadzwyczaj ciekawy sposób przedstawił dzieje angielskiego rodzeństwa i w żadnej sekundzie czytania nie poczułam zmęczenia czy też nudy. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie też oprawa graficzna książki. Piękna, twarta okładka z wizerunkiem najstarszej z sióstr Bronte już z daleka przykuwa wzrok potencjalnego czytelnika.  Ponadto gdy zajrzymy do środka, ujrzymy ogromną ilość zdjęć, zaopatrzonych odpowiednimi opisami. Za bardzo ciekawy zabieg uznałam również nadanie przypisom koloru niebieskiego, dzięki temu wyróżniały się one na tle czarnej czcionki reszty tekstu. 

Eryk Ostrowski dokonuje dogłębnej analizy życia każdej z sióstr. Najbardziej skupia się jednak na najstarszej z nich, która bez wątpienia najbardziej przyczyniła się do popularności rodzeństwa i dzięki temu wywarła największy wpływ na angielską a także światową literaturę.  Każdy znany aspekt jej życia jest dokładnie rozpatrzony i przedstawiony z kilku różnych perspektyw. Odbiorca dzięki temu ma szansę zapoznania się z wieloma, często różnymi punktami widzenia i na ich podstawie może wyciągnąć własne, osobiste wnioski.

Najważniejszy zarzut, jaki kierowany jest w stronę najstarszej kobiety z rodzeństwa Bronte, to przypisanie autorstwa swoich powieści siostrom. Wielu badaczy dziejów tej tajemniczej rodziny, wyraża wątpliwości jakoby tak słynne dzieła jak „Jane Eyre. Autobiografia”, „Wichrowe wzgórza” czy „Agnes Grey” nie wyszły z pod jednej ręki. Ogromna liczba podobieństw w stylu pisania wszystkich tych książek to ewidentny dowód na to, że wszystkie one wyszły z pod pióra Charlotte. Jakby tego było mało, zarówno wydarzenia zawarte w powieściach jak i ich atmosfera, pokrywają się ze stanami emocjonalnymi najstarszej siostry w danym okresie jej życia.

Życie zarówno Charlotte, Emily jak i Anne na zawsze pozostanie owiane tajemnicą. Nigdy nie będzie nam dane poznać prawdziwych motywów działania sióstrczy też stanów emocjonalnych. Mimo wszystko „Charlotte Bronte i jej siostry śpiące” to niewiarygodnie dokładna biografia słynnego rodzeństwa, która stanowi absolutny must-read każdego miłośnika ich twórczości. Eryk Ostrowski wykonał kawał dobrej roboty na światowym poziomie. 

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu MG: 

poniedziałek, 16 września 2013

"Chata" - William Paul Young

Tytuł: Chata
Tytuł oryginału: The Shack
Autor: William Paul Young
Wydawnictwo: Nowa Proza
Data wydania: kwiecień 2009
Liczba stron: 300
Tematyka: Powieść współczesna, zagraniczna
Ocena: 9/10

Współcześnie pojawia się koncepcja Boga, z którym można porozmawiać jak z najlepszym przyjacielem. Doskonałym potwierdzeniem tej tezy jest niedawno wydana, kontrowersyjna powieść kanadyjskiego twórcy Williama Younga pod tytułem „Chata”, w której to główny bohater pięćdziesięciosześcioletni MacKenzie nawiązuje kontakt „twarzą w twarz” z Najwyższym.

Czytelnik jest świadkiem rozmowy człowieka wątpiącego i doświadczonego przez życiowe dramaty z Wszechmocnym Bogiem w trzech osobach. W tym momencie należałoby pokrótce zaprezentować historię głównego bohatera i tym samym odpowiedzieć na pytanie „W jaki sposób doszło do nawiązania bezpośredniego dialogu między człowiekiem a Najwyższym?”. Wszystko zaczęło się w momencie traumatycznego przeżycia, którego przed czterema laty doświadczył MacKenzie. Było to porwanie i morderstwo jego ukochanej córeczki. Od tego czasu mężczyzna pogrążony jest w stanie, który nazywa Wielkim Smutkiem. Bohater jest w emocjonalnie zdruzgotany, zrozpaczony i niezdolny do miłości Boga, którego oskarża o ludzkie krzywdy i cierpienia. 

Bóg w odpowiedzi na zachowanie mężczyzny kieruje do niego list z zaproszeniem na weekendowy wyjazd. Do spotkania między Bogiem a człowiekiem dochodzi w niewielkiej, opuszczonej chacie, która w mistyczny sposób przemienia się w najwytworniejszy pałac. Co ciekawe, Pan objawia się człowiekowi, któremu daleko jest do świętości. MacKenzie to osoba stroniąca od religijnych praktyk, nieufna, a przede wszystkim od lat nosząca w swoim sercu pretensje do Najwyższego za Jego niesprawiedliwość.

Stwórca na kartach książki ukazany jest jako pulchna czarnoskóra kobieta, słuchająca folkowej muzyki i piekąca ciasteczka. Jezusa poznajemy pod postacią mało przystojnego cieśli, a Ducha Świętego reprezentuje młoda Azjatka o wdzięcznym imieniu Sarayu. Dlaczego autor w taki właśnie sposób przedstawił Trójcę Świętą? Z pewnością po to, aby udowodnić, że Bóg jest duchem, którego żaden człowiek nie może ogarnąć rozumem.„Chata” zawiera próbę odpowiedzi na uniwersalne pytania trapiące każdego człowieka, nie tylko praktykującego katolika ale i zagorzałego ateistę. Narrator ukazuje boski i ludzki punkt widzenia tych samych zagadnień. Podkreślić należy, że głównego bohatera można utożsamić ze zwykłym, szarym człowiekiem, który, tak jak przeciętny Kowalski, jest pełen lęków i dręczących wątpliwości. Mężczyzna prócz tematów związanych z nadprzyrodzoną naturą Przedwiecznego, porusza też odwieczny problem odpowiedzialności Wszechmogącego za cierpienie i zło.

Prócz tego William Young próbuje dać odpowiedź na takie kwestie jak sens przebaczenia nie tylko drugiemu człowiekowi, ale także i Bogu. Teologiczne dialogi, które MacKenzie prowadzi ze Stwórcą są żywe, barwne i pełne emocji, ich spotkanie przypomina relację rodzica z dzieckiem, pełną miłości i wzajemnego zrozumienia. Co więcej MacKenzie zwracając się do Najwyższego nie posługuje się żadnym ze znanych biblijnych, boskich określeń typu Pan, Ojciec czy chociażby Stwórca. Bohater nazywa Najwyższego po prostu „Tatą”.

Bóg opisany przez Younga charakteryzuje się także takimi cechami jak cierpliwość i łagodność. Spokojnie prowadzi MacKenziego ścieżką poznania i unikając moralizowania, odpowiada na wszelkie zadawane przez niego pytania. W wyniku doświadczonego spotkania główny bohater książki kanadyjskiego pisarza przeżywa greckie katharsis, oczyszcza swą duszę z wszelkich tłumionych wcześniej emocji.

William Young nie tylko całkowicie neguje typową wizję Boga jako starszego mężczyzny z białą, długą brodą, ale też łamie wszelkie stereotypy i formy, jakie dotychczas były przypisane Stwórcy. Poufałość i luźny sposób odnoszenia się do boskich spraw, adekwatnie pokazuje swobodę, z jaką współcześni literaci odnoszą się do kwestii wiary. Pisarz pokazuje, że Bóg nie daje się sprowadzić i zamknąć w ludzkich wyobrażeniach. „Chata” to przede wszystkim książka obrazująca, jak wielką i niepojętą tajemnicą jest dla człowieka Bóg.

piątek, 14 czerwca 2013

"Max Factor. Człowiek, który dał kobiecie nową twarz" - Fred E. Basten

Tytuł: Max Factor. Człowiek, który dał kobiecie nową twarz
Tytuł oryginału: Max Factor: The Man Who Changed the Faces of the World
Autor: Fred E. Basten
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: marzec 2013
Liczba stron: 216
Tematyka: Biografia, literatura faktu
Ocena: 9/10

Czy kiedykolwiek pomyślałbyś, że słowo „makijaż” może mieć negatywny wydźwięk? Otóż gdybyśmy cofnęli się dziewięćdziesiąt lat wstecz do początków lat dwudziestych ubiegłego stulecia, z pewnością naszej uwadze nie umknąłby fakt, że każda osoba, wobec której użylibyśmy wyrazu „make up” poczułaby się dogłębnie znieważona i urażona. Wszystko dlatego, że w tamtych czasach owy termin miał wulgarne zabarwienie i stosowany był tylko i wyłącznie w odniesieniu do ludzi o wątpliwej reputacji. Dopiero nieznany nikomu, niski (zaledwie półtora metra w kapeluszu) polski emigrant stworzył makijaż, jaki widzimy współcześnie.

Maksymilian Faktorowicz, nadzwyczaj uzdolniony teatralny fryzjer, uciekając przed rosyjskim caratem trafił na pokład statku, płynącego do wybrzeży Ameryki Północnej. Tutaj, niezaznajomiony z obcym językiem, urzędnik zmodyfikował jego imię oraz nazwisko i tym sposobem narodził się przyszły kosmetyczny pionier – Max Factor.

Przyznam, że zawsze sięgając po różnego typu biografie, nie spodziewam się niczego szczególnie wyjątkowego. Niestety jestem przyzwyczajona, że większość autorów, tworzących książki tego gatunku, ma niezwykłą tendencje do przedstawiania czytelnikowi „suchych faktów” z życiorysu poszczególnej jednostki. Tymczasem Fred Basten bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Przede wszystkim w swojej publikacji skupił się jedynie na „kosmetycznym” aspekcie rzeczywistości Maxa Factora. W książce nie znajdziemy praktycznie żadnych informacji na tematy niezwiązane z pracą wyżej wspomnianego mężczyzny. Zresztą wyraźnie widać, że życie Maksymiliana było całkowicie podporządkowane jego pasji, którą był przemysł kosmetyczny.

Ogromnym atutem książki są zawarte w niej fotografie. Nie są one zgromadzone w jednym miejscu, tak jak ma to miejsce w większości tego typu publikacji, lecz znajdują się bezpośrednio pod bądź obok fragmentu, którego dotyczą. Niewątpliwie ułatwia to lekturę książki, a także pozwala na bardziej rzetelne i szczegółowe wyobrażenie sobie rzeczywistości, w jakiej przyszło żyć Maksymilianowi Faktorowiczowi.

Czytając książkę Freda Bastena czułam niewyobrażalną dumę z dokonań i charakteru Maksymiliana. Przecięty człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy jak wielką rolę odegrał nasz rodak w procesie rozwoju makijażu. To dzięki niemu kosmetyki przestały być dostępne jedynie dla wąskiego grona wielkich gwiazd filmowych, a znalazły się w zasięgu każdej przeciętnej kobiety. Co więcej nie były to produkty byle jakiej jakości. Max dbał o to, aby wszelkie produkty sygnowane jego imieniem spełniały jak najwyższe standardy.

Mówiąc o Maksymilianie Faktorowiczu w żadnym wypadku nie można zapomnieć o tym z iloma ikonami kina dane mu było pracować. Wśród jego klientów znajdują się takie gwiazdy jak Elizabeth Taylor, Ben Turpin, Joan Crawford, Pola Negri czy też Jean Harlow. Ponadto mężczyzna nie był tylko ich makijażystą i fryzjerem, jak twierdzili sami zainteresowani „stał się on dla nich drugim ojcem, a także najlepszym przyjacielem”.

Na sam koniec dodam, że w stu procentach muszę się zgodzić ze słowami Małgorzaty Baczyńskiej, znajdującymi się na okładce książki. Biografia Maxa Factora to bezsprzecznie pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika mody i nie tylko. Publikacja ta z pewnością trafi w gust większości kobiet, ponieważ autor książki nie tylko zaznajamia czytelnika z kolejami życia polskiego charakteryzatora i producenta kosmetyków, ale też daje praktyczne wskazówki i porady dotyczące sztuki makijażu.

Recenzja stworzona na potrzeby portalu bestsellery.net

wtorek, 14 maja 2013

"Władczyni rzek" - Philippa Gregory

Tytuł: Władczyni rzek
Tytuł oryginału: Lady of the Rivers
Autor: Philippa Gregory
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: maj 2012
Liczba stron: 544
Tematyka: Powieść historyczna
Ocena: 9/10

Małżeństwo z przymusu musi być rzeczą straszną. Trudno bowiem jest wieść życie u boku osoby całkowicie obcej i być może dla nas okrutnej. Niestety w przeszłości aranżowane przez rodziców związki były codziennością, szczególnie wśród królewskich rodów dla których były one formą zawiązania pokoju pomiędzy dwoma skłóconymi państwami bądź po prostu szansą na polepszenie swego dotychczasowego materialnego statusu.

Jakobina Luksemburska, jak twierdzi legenda, wywodzi się z pradawnego rodu wodnej bogini Meluzyny. W związku z tym dziedzictwem dziewczyna posiada nadnaturalne umiejętności, do których zaliczyć można przepowiadanie przyszłości czy wyczuwanie śmierci. To właśnie jej nadzwyczajne zdolności sprawiły, że owdowiały i zafascynowany alchemią Jan Lancaster postanawia wziąć ją za drugą żonę. Biorąc pod uwagę jego wysoką społeczną pozycje i niewątpliwe korzyści, jakie niesie za sobą przyszły związek, rodzice dziewczyny od razu zgadzają się na oddanie ręki szesnastoletniej córki księciu Bedfordu. Jednak wspólne pożycie pary nie trwa długo. Dwa lata po ślubie Jan umiera, a Jakobina jako młoda wdowa popełnia mezalians i w sekrecie poślubia giermka swego zmarłego męża, którego od pierwszej chwili pokochała prawdziwą miłością.

Trudno jest choć pokrótce opisać zdarzenia mające miejsce w powieści. Życie Jakobiny to bowiem pasmo przygód. Ponad pięćset stron książki jest przepełnionych stałą akcją, wśród której nie ma ani chwili czasu na nudę. Bardzo podobało mi się włączenie do fabuły wątku fantastycznego, nadał on powieści zupełnie nowego, ciekawszego wymiaru. Ważnym atutem powieści są niezwykle sympatyczni bohaterowie. Mimo upływu akcji, która obejmuje okres ponad dwudziestu lat, bohaterowie wciąż pozostają w wyobrażeniach czytelnika tak samo młodzi jak na samym początku. Nie spodobał mi się jedynie fakt, że po małżeństwie z Ryszardem Woodvillem Jakobina stała się maszynką do rodzenia dzieci. Zadziwił mnie też sposób ich wychowywania, a raczej jego brak. Powiem w owych czasach wysoko urodzone kobiety takie jak księżna Luksemburska po narodzinach potomka oddawały go w ręce doświadczonej mamki, a same wracały na królewski dwór, aby służyć królowej.

„Władczyni rzek” niesamowicie mnie pochłonęła. Z racji tego, że zaczęłam ją czytać w okresie matur, wręcz bałam się po nią sięgać! Wszystko spowodowane było tym, że gdy tylko rozpoczynałam lekturę, całkowicie się w niej zatracałam, a cały otaczający świat jakby przestawał istnieć, ja tymczasem przenosiłam się daleko wstecz do XVwiecznej Anglii, ogarniętej wewnętrznym chaosem. Dlatego też, gdy przyszedł weekend zamiast uczyć się prezentacji na ustny egzamin z języka polskiego, ja siedziałam nosem w książce pani Gregory.

Zaciekawiona historią Jakobiny Luksemburskiej, ukazaną przez Philippę Gregory, postanowiłam poszperać trochę w Internecie w poszukiwaniu prawdziwych faktów z życia owej księżnej. Jak się okazało, pochodząca z Kenii pisarka, w dużej mierze skrupulatnie oddała w swojej książce rzeczywiste fakty z życiorysu wdowy po Janie Bedfordzie. Nie obyło się jednak bez paru zmian. Przede wszystkim nie zgadza się kolejność przychodzenia na świat poszczególnych dzieci Jakobiny i ich ilość. Aczkolwiek wydaje mi się, że nie są to informacje nadto istotne, które w jakikolwiek sposób wpłynęłyby na bieg akcji. Co więcej wyżej wspominałam, że zirytował mnie fakt posiadania przez księżnę aż tak licznego potomstwa, tymczasem wikipedia informuje jakoby Jakobina miała jeszcze więcej dzieci niż pisała o tym Philippa Gregory!

Z twórczością Philippy Gregory zetknęłam się po raz pierwszy, jednak jestem nią całkowicie oczarowana! Z serią o Wojnie Dwu Róż z całą pewnością postaram się jak najszybciej zapoznać. Co więcej nie mam najmniejszych wątpliwości, co do tego czyje książki znajdą się na mojej czytelniczej liście powieści koniecznych do przeczytania. 


Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat:

niedziela, 10 marca 2013

"W otchłani" - Beth Revis

Tytuł: W otchłani
Tytuł oryginału: Across the Universe
Autor: Beth Revis
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: marzec 2012
Liczba stron: 392
Tematyka: Literatura młodzieżowa, Sciene fiction
Ocena: 9/10

Matka Ziemia ma z nami istne utrapienie. Nie dość, że nieodwracalnie niszczymy jej naturalne bogactwa to dodatkowo wciąż poszukujemy jej godnej zastępczyni. Co więcej wizja skolonizowania innych planet z dzisiejszej perspektywy nie wydaje się też tak odległa. Przyszłość z pewnością będzie obfitować w liczne wyprawy i misje mające na celu przystosowanie innego globu do ludzkich wymagań.

Rodzice siedemnastoletniej Amy, ze względu na wykonywane przez siebie zawody, mają niebywałą okazję wzięcia udziału w wiekopomnej misji na Centauri-Ziemię. W zamian za możliwość zbadania i zaludnienia nowej planety godzą się na zamrożenie swoich ciał i trzystuletni sen w komorze kriogenicznej. Ich córka, choć niezbyt przekonana do owego pomysłu, postanawia podzielić los najbliższych sobie osób i również decyduje się na lot „Błogosławionym”. Wiele lat później dziewczyna przypadkowo zostaje rozmrożona i budzi się z długiego odrętwienia. Dowiaduje się jednak, że do lądowania statku pozostało jeszcze pół wieku, a wszyscy jej towarzysze dalej pogrążeni są w głębokim śnie. Nastolatka samotnie musi stawić czoła nowej rzeczywistości, która jest pełna kłamstw, niedomówień i zagadek.

Początek książki może wydawać się odrobinę nużący, jednak zapewniam, że wraz z kolejnymi stronami akcja szybko nabiera tempa. Znajdziemy tu elementy kryminału, dystopii i wielką ilość tajemnic. Ciekawym wątkiem w utworze jest uczucie między główną bohaterką a Starszym. Motyw ten nie jest jednak dominujący. Główne skrzypce w tekście zdecydowanie gra sytuacja mieszkańców statku aniżeli miłość dwojga nastolatków, która stanowi jedynie tło dla dziejących się wydarzeń. Jeśli jednak chodzi o styl pisania autorki to mimo że jest on dobry, to raczej nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych powieści młodzieżowych.

„W otchłani” to jedna z nielicznych książek, których akcja do samego końca potrafiła mnie zaskoczyć. Niestety obecnie rzadko, kiedy udaje mi się natknąć na powieść, której fabuła nie byłaby dla mnie przewidywalna. Tymczasem utwór Beth Revis niejednokrotnie wprawił mnie w zdumienie. Ponadto obsadzenie akcji utworu w kosmosie okazało się niezwykle udanym zabiegiem. Czytanie tej powieści nocą stanowi podwójną przyjemność.

Autorka przedstawia nam fabułę z perspektywy dwóch czołowych bohaterów. Wydarzenia widziane oczami Amy przeplatają się z rozdziałami, opisywanymi przez Starszego. Postacie te bardzo się od siebie równią zarówno pod względem charakteru jak i wyglądu zewnętrznego. Dlatego też dwustronna narracja urozmaica książkę i dodaje jej oryginalności. Mówiąc o tej powieści nie należy zapominać o okładce, która nie dość, że doskonale oddaje klimat tekstu to jeszcze jest kosmicznie piękna.

Książka jest niezwykle emocjonująca. Od razu utożsamiłam się z główną bohaterką. Być może wynika to, z faktu że opis jej wyglądu był dość podobny do mojego własnego, ponieważ charakterem raczej Amy mnie nie przypomina. Mimo wszystko każde dziejące się w życiu bohaterki wydarzenie, odbierałam bardzo osobiście, jakbym to ja sama brała w nim udział. Wyobrażałam sobie uczucia, jakich doświadczyłabym znajdując się niespodziewanie w blaszanych czterech ścianach bez jakiegokolwiek wyjścia czy też wsparcia ze strony bliskich. Poniekąd podziwiałam też siedemnastolatkę za jej szybkie oswojenie się z sytuacją i zaaklimatyzowanie na statku.

Uczciwie uprzedzam, że wydarzenia mające miejsce na pokładzie Błogosławionego wciągają bez reszty. Dlatego przed lekturą „W otchłani” radzę wykonać wszystkie pilne obowiązki, ponieważ gdy już zaczniemy czytać tę książkę, trudno nam będzie się od niej choć na chwilę oderwać.

Zdaję sobie sprawę, że moja recenzja jest pełna wielu „ochów” i „achów”, jednak nie jestem w stanie w żaden inny sposób opisać tej wręcz nieziemskiej powieści. „W otchłani” z pewnością wpisze się w literackie gusta zarówno młodszych jak i starszych czytelników. Amerykańskiej autorce udało się wykreować zarówno fantastycznych bohaterów jak i ujmującą fabułę. Oficjalnie mogę się ogłosić oddaną fanką tej kosmicznej trylogii. Sciene fiction w takim wydaniu mogłabym czytać bez przerwy. Na pewno nie odmówię sobie przyjemności zapoznania się z kolejną częścią serii, na którą czekam z ogromną niecierpliwością.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat:

wtorek, 11 grudnia 2012

"Sięgnij po swoje marzenia! Alchemia zmian dla kobiet" - M. Jankowska, M. Rodak

Tytuł: Sięgnij po swoje marzenia! Alchemia zmian dla kobiet
Autor: Monika Jankowska, Magda Rodak
Wydawnictwo: Edgard
Data wydania: grudzień 2012
Liczba stron: 168
Tematyka: Poradnik
Ocena: 9/10

Każdy z nas pewnie nie raz, z mniejszym bądź większym skutkiem, próbował wprowadzić w swoim życiu zmiany. Ja mogę „poszczycić się” jedynie kilkoma parodniowymi zrywami pt: „Od dziś przeistaczam się w całkowicie nową osobę, a moja rzeczywistość nie będzie już taka jak dawniej”. Jednakże te górnolotne plany paliły na panewce równie szybko jak zostały podjęte.

Naprzeciw takim raczej mało zmotywowanym osobom jak ja (i wydaje mi się spora większość społeczeństwa) wychodzi nowa publikacja autorstwa dwóch cenionych trenerek rozwoju - Magdy Rodak i Moniki Jankowskiej. Już na samym początku książki zostajemy zapoznani z opowieścią obu pań o źródle pomysłu i inspiracji na stworzenie specjalnych warsztatów dla kobiet, pragnących zmodyfikować swoją rzeczywistość. Sposób, w jaki autorki zwracają się do czytelnika, sprawił że od początku byłam przekonana o rzetelności i co najważniejsze skuteczności planu zmian, który przygotuję przy ich pomocy.

Należy podkreślić, że „Alchemia zmian” jest skierowana wyłącznie do kobiet. Wynika to z faktu, że płeć piękna zupełnie inaczej podchodzi oraz spostrzega pewne kwestie. Cały proces przemian podzielony jest na 6 etapów, które mają na celu stopniowe wprowadzenie i przygotowanie nas do realizacji zamierzonych celów. Autorki radzą również każdej osobie, zdecydowanej na przebycie wszystkich stopni alchemicznego przeobrażenia, na założenie specjalnego zeszytu, który będzie nam służył jako podręczny pamiętnik do zapisywania odpowiedzi na pytania pojawiające się przy końcu większości nowych zagadnień. Te niedługie ankiety mają skłonić nas do refleksji i wnikliwego zastanowienia się nad pewnymi obszarami naszej codzienności.

Jak najlepsze przygotowanie do wprowadzenia poprawek do naszej rzeczywistości, ułatwiają nam liczne projekty, do których zachęcają odbiorcę autorki. Stworzenie własnego koła życia to właśnie jedno z tego typu przedsięwzięć. Dodatkowo na czytelnika motywująco działają przytoczone przykłady i historie kobiet, które owe alchemiczne warsztaty zmian już przeszły. Prócz cennych rad oraz sposobów na wcielenie naszych planów w życie, w poradniku znajdziemy również wskazówki, jak wytrwać w nowych postanowieniach. Co więcej autorki dzielą się z nami nie tylko swoją własną wiedzą, lecz przytaczają też rezultaty badań i słowa innych wybitnych znawców tematu.

Nie da się ukryć, że prawdziwe zmiany wymagają przygotowania i głębszej analizy, bez tego wszystkie plany kończą się fiaskiem. Najważniejsze jest jednak znalezienie chęci w samym sobie, ponieważ ograniczenie się do przeczytania nawet najlepszego poradnika nie odmieni naszego stylu bycia, do tego potrzebna jest wewnętrzna motywacja i silne zaangażowanie.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Edgard:

niedziela, 25 listopada 2012

"Przeżyłem sowieckie łagry" - Józef Hermanowicz

Tytuł: Przeżyłem sowieckie łagry
Autor: Józef Hermanowicz
Wydawnictwo: Promic
Data wydania: wrzesień 2012
Liczba stron: 380
Tematyka: Literatura faktu, biografia
Ocena: 9/10

Znajdowanie win i bezpodstawne oskarżanie przypadkowych ludzi to zdecydowanie ulubione zajęcie sowieckich urzędników w czasie trwania II wojny światowej. Samo przebywanie na terytorium ówczesnego Związku Radzieckiego było znakomitym powodem do zatrzymania i posądzenia o szpiegostwo, a za takie „przewinienie” groziła kara 25 lat zsyłki do łagru. Torturami rosyjski system był w stanie wymusić praktycznie na każdym przyznanie się do przewinienia. Tym sposobem po 1939 roku w sowieckich obozach pracy znajdowało się ponad dwa miliony osób.

Józef Hermanowicz miał 58 lat, kiedy usłyszał skazujący go wyrok. Niemłody już katolicki ksiądz musiał znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły do wykonywania wszelkich zleconych mu robót. Prócz niewolniczej pracy mężczyzna musiał znosić też surowy, rosyjski klimat, braki w żywieniu a także dosięgające go choroby. Boska opieka pozwoliła mu jednak na wyzwolenie spod komunistycznego reżimu i podzielenie się wspomnieniami z tego ciężkiego okresu.

"Przeżyłem sowieckie łagry" to tekst od którego trudno jest się oderwać i który czyta się jednym tchem. Pełne dramatyzmu, przesycone emocjami opisy do głębi poruszają. Przedstawiona przez Józefa Hermanowicza historia jest niedługa, ale za to bardzo treściwa, pozwala na gruntowne poznanie obozowej rzeczywistości.
 
Książkę rozpoczyna krótki wstęp, nakreślający czytelnikowi sytuacje polityczną i społeczną na terenie Harbiny, miejscowości w której zatrzymany został główny bohater. Następnie ukazany zostaje proces sądowy i codzienna egzystencja w łagrze nie tylko księdza Józefa, ale i jego najbliższych znajomych. Co więcej autor wielokrotnie opisuje dzieje otaczających go ludzi, dzięki czemu możemy poznać rządzące Rosją prawa z wielu różnych perspektyw.

To co niewątpliwie wyróżnia ową książkę spośród innych to niesamowity humor, z jakim Józef Hermanowicz nakreśla swoje przeżycia. Dowcip i ironia przeplatają się na wielu stronach powieści. Kolejną charakterystyczną cechą utworu jest brak nienawiści do oprawcy. Katolicki ksiądz potrafi nawet w nieludzkich warunkach życia dostrzec pozytywne strony, dzięki czemu jest podporą duchową dla innych więźniów. Dodatkowo należy też nadmienić, że książka ma fantastyczną oprawę. Pierwszy raz spotkałam się z tego typu miękką okładką i stosunkowo niewielkim formatem.

Każda osoba, która przeczytała już ten utwór, z pewnością zgodzi się ze mną, że „Przeżyłem sowieckie łagry” to wyjątkowa książka, z którą powinien zapoznać się nie tylko entuzjasta historii. Poruszająca historia i niespotykany sposób jej przedstawienia wywrą nadzwyczajne wrażenie na wszystkich czytelnikach.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Promic: 

sobota, 29 września 2012

"Siostra" - Rosamund Lupton

Tytuł: Siostra
Tytuł oryginału: Sister
Autor: Rosamund Lupton
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: kwiecień 2012
Liczba stron: 320
Tematyka: Literatura piękna, thriller /sensacja /kryminał
Ocena: 9/10

Po raz kolejny otwieram swoją szafę z ubraniami i co widzę? Siostra jak zwykle pożyczyła sobie bluzkę, którą akurat chciałam nałożyć. Pierwsze co mam ochotę zrobić to znaleźć ją i zakatrupić. Szybko jednak rezygnuję z tego pomysłu i w zamian maszeruję do jej pokoju i przeglądam jej garderobę. Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie, tak w wielu przypadkach wyglądają moje relacje z rodzeństwem. Aczkolwiek za nic w świecie nie chciałabym znaleźć się w sytuacji, z którą musiała się zmierzyć główna bohaterka książki Rosamund Lupton.

„Siostra” to historia dwóch, spokrewnionych ze sobą kobiet, które stanowią swoje całkowite przeciwieństwo. Trudno porównać sztywną, zdystansowaną Beatrice ze spontaniczną i ciekawą życia Tess. Jednak mimo zaistniałych różnic, jak i dzielącego je oceanu, bohaterki pozostają ze sobą w bliskich stosunkach, są powierniczkami swoich sekretów i najskrytszych myśli. Właśnie, dlatego pierwsze co robi Beatrice, gdy dowiaduje się o zaginięciu siostry, to wsiada w samolot i leci do odległego Londynu, aby pomóc w poszukiwaniach ukochanej Tess.

Na miejscu kobieta dowiaduje się, że policja odnalazła zwłoki jej siostry i wszystko wskazuje na to, że popełniła ona samobójstwo. W to wyjaśnienie główna bohaterka nie jest w stanie uwierzyć. Wie bowiem, że Tess nie byłaby w stanie odebrać sobie życia, w szczególność dlatego, że pod sercem nosiła nienarodzone jeszcze dziecko. Służby trwają jednak w swoich założeniach i nie starają się ustalić innych powodów śmierci Tess. Beatrice decyduje się rozpocząć śledztwo na własną rękę.

Samo rozpoczęcie utworu nie należy do zbyt porywających. Przyznam, że po przeczytaniu paręnastu pierwszych stron, chciałam dać sobie spokój z lekturą tej książki. Na szczęście, tak się nie stało. W innym wypadku ominęłaby mnie niezwykle pasjonująca historia. Już w tym momencie zdradzę wam, że zakończenie powieści pani Lupton jest jednym z najlepszych, z jakimi kiedykolwiek się spotkałam.

Książka została napisana w sposób nietypowy. Przede wszystkim tekst przybiera formę listu głównej bohaterki do zaginionej siostry. Co więcej autorka raczy czytelnika niezwykle dokładnym portretem psychologicznym kobiety. Jej przemyślenia, emocje i domniemania zostały przedstawione w bardzo szczegółowy sposób. Nie da się ukryć, że te obszerne uczuć opisy bohaterki spowalniają akcje i czynią ją w pewnych momentach lekko nużącą.

W tekście znajdziemy również pewien polski wątek, bowiem najlepsza przyjaciółka zaginionej – Kasia, była polskiego pochodzenia. Szkoda tylko, że owa dziewczyna została przedstawiona w dość niereprezentatywny sposób. Nikt mi jednak nie powie, że nie jest przyjemnie napotkać w utworze zagranicznego autora choćby najmniejszy polski epizod.

"Siostra" to powieść obok której nie da się przejść obojętnie. Tyczy się to nie tylko medialnego rozgłosu, jaki owa książka otrzymała, ale i zachwycającej okładki, która idealnie oddaje klimat i atmosferę powieści. Bez wątpienia, utwór jest fantastycznym debiutem angielskiej scenarzystki Rosamund Lupton. Fabuła posiada wszystkie cechy doskonałego thilleru: trzyma w napięciu, wywołuje silne emocje i zaskakuje. Mimo że historia nie jest innowacyjna czy nader wyszukana to pisarka genialnie poradziła sobie z nadaniem jej ciekawej formy, która jest największym walorem tej książki.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

"Angielski. Konwersacje dla zaawansowanych" - Olga Chwaścińska

Tytuł: Angielski. Konwersacje dla zaawansowanych
Autor: Olga Chwaścińska
Wydawnictwo: Edgard
Data wydania: październik 2009
Liczba stron: 128
Tematyka: Nauka języków obcych
Ocena: 9/10

Dobra znajomość języka obcego polega przede wszystkim na płynnym posługiwaniu się nim. Wiele osób deklaruje użytkowanie angielskiego przynajmniej w stopniu komunikatywnym, jednak gdy przychodzi do rozmowy z obcokrajowcem, nagle cała wiedza ulatuje a język zaczyna się plątać. Nie da się ukryć, że wynika to z braku osłuchania i praktyki. Co z tego, że rozumiemy, to co mówi do nas rodowity Brytyjczyk, skoro nie możemy zbudować zdania, aby mu odpowiedzieć.

Wydawnictwo Edgard przygotowało nam publikacje, dzięki której nabierzemy swobody i pewności w stosowaniu języka w czasie wypowiedzi ustnej. Szesnaście tematycznych rozdziałów, dotyczących różnych sfer ludzkiej rzeczywistości, pozwoli nam osłuchać się z typowymi zdaniami, zwrotami i idiomami używanymi w codziennym życiu. Przygotuje to nas na wszelkie ewentualności, z jakimi możemy się spotkać.

„Konwersacje dla zaawansowanych” to kurs składający się z płyty CD i ponad stustronicowej książki. Na krążku znajdziemy łącznie sto pięć plików mp3 z nagraniami, co daje w sumie pięć godzin nauki. Każdy dialog przedstawiany jest w dwóch fazach. Wpierw wysłuchujemy całej rozmowy bez żadnych pauz, poczym konwersacja dzielona jest na poszczególne wypowiedzi. Po każdej z nich następuje chwila przerw, w czasie której powtarzamy usłyszane przez nas zdanie, aby po kilku sekundach zapoznać się z jego tłumaczeniem. Prócz dialogów, płyta zawiera też nagrane pojedyncze słówka i zwroty. Należy wspomnieć, że wypowiedzi native speakerów brzmią naturalnie i nie ma problemów z ich zrozumieniem. 
 
Dołączona do zestawu książka jest spisanym zbiorem wszystkich nagrań z krążka CD. Ona także daje nam szansę na dogłębniejsze studiowanie języka. Każdy dział jest zakończony paroma zadaniami, dzięki którym utrwalamy i ćwiczymy poznane zwroty. 
 
Szkolenie skierowane jest do osób, które opanowały angielski przynajmniej na poziomie B1. Dla leveli wyższych niż C1 kurs może się okazać zbyt prosty. Nie oznacza to jednak, że zbyteczny. Cała publikacja idealnie nada się do powtórek przed ustnymi sprawdzianami, a także przed zagranicznym wyjazdami.

Nigdy wcześniej nie próbowałam nauki za pomocą nagrań audio. Myślałam, że jest to metoda dla mnie nieodpowiednia, ponieważ często trudno mi się skupić na słuchaniu. Pierwsze wrażenie okazało się mylne i kurs niezwykle mi się spodobał. Jego wielkim plusem jest możliwość odtwarzania go w samochodzie. Wtedy nudny czas jazdy można wykorzystać w bardzo produktywny sposób.

Za możliwość zapoznania się z publikacją bardzo dziękuję wydawnictwu Edgard:

sobota, 28 lipca 2012

"Czerwony testament. Tom I" - Ksawery de Montepin

Tytuł: Czerwony testament
Tytuł oryginału: Le Testament rouge
Autor: Ksawery de Montepin
Wydawnictwo: Damidos
Data wydania: lipiec 2012
Liczba stron: 416
Tematyka: Literatura piękna, Powieść sensacyjna
Ocena: 9/10

Jaki jest najszybszy i najłatwiejszy sposób na wzbogacenie się? Oczywiście odziedziczenie majątku. Z tym jednak często jest niemały problem, ponieważ żeby stać się dziedzicem trzeba najpierw mieć za krewnego kogoś bogatego, no i oczywiście doczekać jego śmierci.
Milioner hrabia Filip de Thonnerieux żył pełnią szczęścia do czasu, gdy niefortunny los zabrał mu dwie ukochane osoby – żonę i córkę. Tragiczne wydarzenia poskutkowały nie tylko głęboką depresją, lecz także odbiły się na jego wyglądzie i samopoczuciu. W krótkim czasie mężczyzna podupadł na zdrowiu, a jego twarz postarzyła się o parędziesiąt lat. Czując zbliżający się koniec bogacz spisuje swą ostatnią wolę. Część zgromadzonych przez siebie pieniędzy przeznacza na cele charytatywne, część przepisuje najbliższym przyjaciołom, a resztę przekazuje ośmiu młodym osobom, które urodziły się w tym samym dniu, co jego zmarła córka. Wszyscy nastolatkowie, w chwili przyjścia na świat, otrzymali identyfikujące je medaliony, które w momencie uzyskania przez dzieci pełnoletności mają zostać ułożone jeden przy drugim. Utworzona wiadomość będzie nazwą miejsca ukrycia ponad czterech milionów franków.
Tak zapieczętowany testament de Thonnerieux zamyka w prywatnej szkatułce. Jednak ludzka chciwość nie zna granic i już w dniu pogrzebu hrabiego, ostatnia wola zmarłego zostaje skradziona. Złodziejem jest dawny sekretarz arystokraty Pascal Saunier, spółkujący z domniemanym lekarzem Jakubem Lagardem. Obaj mężczyźni dopiero co wyszli z więzienia i ich celem jest sprytne wzbogacenie się na naiwności paryskiej elity, pragną tego dokonać posługując się piękną Martą Grand Champ. Aczkolwiek, jak to w życiu bywa, pieniędzy nigdy nie jest za wiele, dlatego bohaterowie decydują się też na przejęcie ukrytego spadku, jednak żeby tego dokonać potrzebne są im wspomniane wcześniej złote medaliony.
Akcja utworu toczy się w dziewiętnastowiecznej Francji. Autorowi jako rodowitemu Francuzowi genialnie udało się odtworzyć ówczesną atmosferę kraju. Czytając książkę miałam wrażenie jakbym rzeczywiście przeniosła się ponad sto lat wstecz i wspólnie z bohaterami przemierzała ulice Paryża czy innych pomniejszych miejscowości.
Co niesamowicie mi się spodobało? Dialogi! W książce jest ich mnóstwo, dzięki czemu akcja jest wartka i dynamiczna, a nie spowolniona nużącymi opisami. W prawdzie pojawiają się one w powieści, jednak w stopniu znacznie mniejszym niż w przypadku innych tekstów, z którymi miałam ostatnio do czynienia. Uważam, że była to bardzo przyjemna odmiana.
W „Czerwonym testamencie” nie zabrakło również charakterystycznych bohaterów. Każda z postaci jest inna . Tylko dwójka spiskujących złoczyńców jest do siebie podobna i to właśnie ci dwaj bohaterowie zbudzili we mnie najwięcej emocji. Ich niecne plany i przebiegłe intrygi niebywale mnie szokowały. Wciąż nie mogłam się nadziwić, jak bezwzględna może być ludzka natura.
Mimo że mamy do czynienia z narracją trzecioosobową to historię poznajemy z perspektyw różnych bohaterów, których losy są naprzemiennie opisywane. W książce występują też fragmenty, w jakich narrator zwraca się bezpośrednio do czytelnika.
Pisarz świetnie przemyślał fabułę, wszystko jest dopracowane w najmniejszym calu. Zarówno przedstawiona historia jak i styl pisania Ksawerego de Montepina całkowicie mnie urzekły. Z niecierpliwością oczekuję na kolejny tom przygód bohaterów „Czerwonego testamentu”. Jestem również przekonana, że w najbliższym czasie skoncentruję się na zapoznaniu z innymi dziełami owego pisarza.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Damidos:

środa, 25 lipca 2012

"Angielski dla średnio zaawansowanych" - Katarzyna Zimnoch, Zuzanna Pytlińska

Tytuł: Angielski dla średnio zaawansowanych
Autor: Katarzyna Zimnoch, Zuzanna Pytlińska
Wydawnictwo: Edgard
Data wydania: maj 2012
Liczba stron: 200
Tematyka: Nauka języków obcych
Ocena: 9/10

Co tu dużo ukrywać. Nieznajomość języka angielskiego to w obecnych czasach najzwyklejszy wstyd. Ta niewiedza może ujść na sucho jedynie ludziom starszym, lecz my - młodzież powinniśmy zwalczyć nasze lenistwo i wziąć się za naukę póki mamy czas i możliwości. Angielski to język uniwersalny. Mamy z nim do czynienia nie tylko w czasie podróży, lecz także we wszelkich programach komputerowych czy nawet marketingowych sloganach, dlatego jego opanowanie to rzecz niezwykle ważna.
Publikacja wydawnictwa Edgard to książka, która zawiera wszystko, czego potrzebuje osoba, której poziom angielskiego to B1 bądź B2. Jest ona również świetnym przypomnieniem, zdobytych już wiadomości, dla uczniów na wyższym stopniu zaawansowania. Autorzy zadbali o to, aby kurs był kompleksowy i nie skupiał się wyłącznie na jednym zagadnieniu, dlatego każdy z czternastu tematycznych rozdziałów podzielony jest na cztery podrozdziały: słownictwo, gramatyka, komunikacja oraz wypowiedź pisemna.
Wszystkie poszczególne części książki rozpoczyna krótki tekst, a kończy słowniczek wyrazów wraz z interesującą ciekawostką dotyczącą kultury Wielkiej Brytanii. Pomiędzy znajdziemy nie tylko typowe ćwiczenia jak uzupełnianie słów, tłumaczenie zdań czy podpisywanie obrazków. Klucz odpowiedzi, umieszczony na końcu książki, pozwala nam na sprawdzenie czy dane zadanie wykonaliśmy poprawnie. Aby nauka była dla nas nie tylko obowiązkiem, ale i rozrywką w publikacji zawarte są też pojedyncze krzyżówki.
„Angielski dla średnio zaawansowanych” jest skonstruowany w bardzo przejrzysty i logiczny sposób. Najważniejsze wiadomości są pogrubione, zaznaczone kolorem lub wypunktowane, dzięki czemu nie musimy szukać interesujących nas informacji w długich objaśnieniach. Liczne tabele pomagają nam nie tylko zebrać całą wiedzę dotyczącą np. budowania zdań w Present Perfect, ale i wskazują nam na różnice pomiędzy tym czasem a innym.
Książka ma wiele plusów. Bardzo spodobały mi się zawarte w niej dialogi. Wielu z nas pewnie nie raz w szkole odgrywało typową scenkę w rejestracji hotelu czy u lekarza. Jednak czy ktokolwiek z nas odbył taką „rozmowę” na stacji benzynowej? Ja się jeszcze z tym nie spotkałam. Co więcej zawarte w publikacji popularne struktury i idiomy nie dotyczą jedynie języka oficjalnego. Nieformalne zwroty z pewnością okażą się przydatne podczas kontaktu z rodowitym Anglikiem.
Wraz z książką otrzymujemy płytę CD na której znajdują się czterdzieści dwa nagrania, po dwa do każdego działu oraz czternaście związanych z dodatkowymi tekstami z tyłu książki. Speakerzy mówią wyraźnie i czysto, dlatego nie będzie problemów ze zrozumieniem wypowiadanych przez nich zdań.
Mimo że znajduję się na wyższym poziomie zaawansowania z języka angielskiego to kurs „Angielski dla średnio zaawansowanych” okazał się dla mnie bardzo pomocny przede wszystkim w powtórce słownictwa i budowy poszczególnych form pisemnych. Muszę jednak przyznać, że książka okaże się niezwykle przydatna dla osób, które dopiero co opanowały podstawy tego języka i chcą w szybki oraz efektowny sposób podnieść swoje umiejętności.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Edgard: