Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura młodzieżowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura młodzieżowa. Pokaż wszystkie posty

piątek, 6 czerwca 2025

"Tamte dni, tamte noce" - Andre Aciman

Tytuł:
Tamte dni, tamte noce
Tytuł oryginału: Call me by your name
Autor: Andre Aciman
Wydawnictwo: Poradnia K.
Data wydania: styczeń 2018
Liczba stron: 300
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna, młodzieżowa
Średnia ocena: 9/10

Rodzice niespełna osiemnastoletniego Elio jak co roku zapraszają do swojej letniej, włoskiej posiadłości jednego z młodych zagranicznych literatów. Robią to, aby pomóc uzdolnionym osobom rozwijać się, a także by razem spędzić lato dyskutując o filozofii czy sztuce. Tego lata do rezydencji rodziny Perlamn przybywa dwudziestoczteroletni Amerykanin Olivier, w którym Elio praktycznie od razu się zadurza. Przez kolejne 6 tygodni obaj mężczyźni będą próbować ukryć targające nimi uczucia.

„Tamte dni, tamte noce” to przede wszystkim powieść o poszukiwaniu samego siebie i próbie okiełznania swoich uczuć, z którymi jak się okazuje, nie zawsze trzeba walczyć. Część osób kategoryzuję książkę Andre Acimana jako literaturę młodzieżową. Ja jednak nie do końca zgadzam się z tą opinią. Wydaje mi się,  że dla młodszego czytelnika ta książka może być po prostu za mocna ze względu na dość wulgarny język, który pojawia się szczególnie pod koniec powieści. Dodatkowo znajdziemy tu opisy różnych seksualnych zachowań, a autor tutaj nie stosuje żadnych subtelnych opisów, tylko bezceremonialnie mówi, co się dzieje bądź co siedzi w głowie bohaterów. Według mnie jest to książka dla młodzieży, ale takiej w wieku 16+. Uważam, że zarówno młodsi jak i starsi czytelnicy wiele mogą z tej książki wynieść.  

Nigdy wcześniej nie miałam okazji czytać książki, która by tak adekwatnie odzwierciedlała emocje, jakie towarzyszą osobie zakochanej. Nie ma tu znaczenia czy obiektem naszych uczuć jest mężczyzna czy kobieta, wygląda na to, że to co siedzi w naszej głowie, gdy trafi nas strzała amora jest niezmienne bez względu na płeć. Andre Aciman to prawdziwy znawca ludzkiej natury i uczuć. Jestem zachwycona jego dogłębną analizą stanu zakochania, szczególnie gdy chodzi o pierwszą miłość, która często ma na nas i na nasze późniejsze życie przeogromny wpływ. Lektura książki pozwoliła mi uzmysłowić sobie, że w przeszłości nie tylko mi przez głowę przewijał się natłok myśli, a mój mózg snuł niestworzone historię na temat mojego obiektu westchnień. 

Po lekturze „Tamtych dni, tamtych nocy’ skusiłam się również na obejrzenie adaptacji książki w postaci filmowej z taką znakomitą obsadą jak Timothée Chalamet czy Armie Hammer. Mimo że film mi się podobał to nawet w cząstce nie oddał atmosfery książki bądź też uczuć jakie towarzyszyły Elio przez całe lato na Sycylii. Według mnie to właśnie jego przemyślenia i notatki nadawały tej historii tak nadzwyczajny wydźwięk. Filmowi nie udało się adekwatnie oddać tego, co pomiędzy Eliem a Olivierem tak naprawdę było. Co najgorsze producenci postanowili zmienić jeden z głównych elementów fabuły mianowicie pochodzenie Elio. W powieści miał on korzenie amerykańsko-włoskie i rozmawiał w obu tych językach, podczas gdy na ekranie był on pochodzenia amerykańsko-włosko-francuskiego i przez znaczną część czasu komunikował się z rodzicami czy też swoimi włoskimi przyjaciółmi po francusku. Dla mnie nie miało to żadnego sensu i po raz kolejny ujęło historii. 

Andre Aciman stworzył powieść dla ludzi z otwartym umysłem i szczególną wrażliwością. To, w jaki sposób przedstawił historię Elio i Oliviera zasługuje na niejedną nagrodę. Dałam się uwieść fabule i nastrojowi, wykreowanemu przez autora i czytając tę książkę czułam się jakbym ja sama przeniosła się do słonecznych Włoch w latach 80tych. „Tamte dni, tamte noce’ to absolutna uczyta czytelnicza, którą gorąco każdemu polecam.  

środa, 30 października 2024

Trylogia "Katerina" - Robin Bridges


Trylogia: Katerina
Tytuły: Nadciaga burza/The Unfailing Light/The Morning Star
Autor: Robin Bridges
Wydawnictwo: Fabryka Słów/Delacorte Press
Data wydania: 2012/2013
Liczba stron: 384/320/320
Tematyka: Fantastyka, Literatura młodzieżowa
Średnia ocena: 2/10

Nieczęsto się zdarza, żeby któreś wydawnictwo zdecydowało się wydać pierwszy tom jakiejś trylogii, żeby zaraz potem zaniechać publikacji kolejnych. Ja niestety mam taki głupi nawyk, że jak zacznę czytać jakąś serię to muszę od razu przeczytać wszystkie dostępne tomy, żeby wiedzieć na czym skończyła się akcja. Jako że, dwie następne książki z serii „Katerina” nie ukazały się w Polsce, udało mi się je zdobyć w wydaniu angielskim. Tym samym po przeczytaniu ‘Nadciąga burza’, które oceniłam na 4/10, musiałam męczyć się lekturą kolejnych dwóch tomów, które w mojej klasyfikacji ledwo co zyskały notę 1/10.
 
Ale o czym jest ta trylogia? Jest to historia rosyjskiej książczynki Kateriny Aleksandrowej, która na co dzień zafascynowana jest medycyną, ale w między czasie odkrywa w sobie moc przywracania życia zmarłym. Czyni ją to smakowitym kąskiem dla rosyjskiej elity, która takich zdolności potrzebuje. W rezultacie Katerina zostaje wmieszana w liczne intrygi i tym samym odkrywa, że na rosyjskim dworze żyją istoty, które uznawane były za dawno wymarłe, czyt. wampiry, wilkołaki, wróżki i co tam jeszcze wam do głowy przychodzi, bo w tej książce jest dosłownie wszystko.   
 
Główna bohaterka książki przestawiana jest jako bardzo potężna nekromantka, jednak zupełnie nie wie jak panować and swoimi mocami ani nawet jak ich poprawnie używać. Wszystko magiczne co robi, albo dzieje się przez przypadek, albo za przewodnictwem innych. W pierwszym tomie jeszcze można było to zrozumieć, ale w trzecim cała ta sytuacja wydawała się wręcz smutna. Katerina została wybrana jako oficjalny nekromant cara Rosji, a znała tylko jedno zaklęcie przez wszystkie trzy tomy!
 
Głupota głównej bohaterki momentami aż mnie przerażała. Katerina została porwana parokrotnie na przestrzeni trzech tomów, jednak za każdym razem pomagała swoim oprawcom, pomimo że zdawała sobie sprawę, że nie wyniknie z tego nic dobrego. No, ale skoro już i tak została porwana i nie ma nic lepszego do roboty to zamiast przeciwstawiać się oprawcy będzie mu pomagać, no bo czemu nie. Ponadto, jako nekromant mogła przywoływać zmarłych żeby obronili jej oprawce przed zagrożeniem, ale nie mogła zrobić nic dla siebie, żeby uciec z „niewoli”. Dziwne. Inna kwestia, Katerina nie chce żeby jej przeciwnik dostał w ręce przedmiot, który może mu przejąć władze and Rosją, a mimo to pomaga mu rozwiązać wszystkie zagadki, prowadzące do tego przedmiotu. Gdzie tu logika?
 
Kolejne do czego muszę się przyczepić to fakt, że książka klasyfikowana jest jako fantasy, choć należeć powinna zdecydowanie do literatury młodzieżowej. Rozumiem, że występuje w niej wiele elementów fantastycznych, ale wciąż nie zmienia to faktu, że to co reprezentuje sobą ta trylogia nie jest nastawione na dorosłego czytelnika. Weźmy na przykład książkę Meg Cabot „Pośredniczka” lub nawet „Zmierzch” Stephenie Meyer, w obu tych książkach znajdujemy postaci nie z tego świata, a jednak w żadnej klasyfikacji powieści te nie figurują jako fantasy. Jasno napisane jest, że są to powieść młodzieżowe, dzięki czemu nie wprowadza się czytelników w błąd. Dlatego ja, żeby uchronić wszystkich przed pomyłką umyślnie w rubryce tematyka na początku tego postu umiejscawiam tę książkę do odpowiedniej klasyfikacji.
 
Mam wrażenie ze autorka pogubiła się we własnej powieści i zamiast skorygować/usunąć bezsensowne wątki, ona brnęła w ich kontynuowanie, licząc ze jakimś cudem akcja trafi na swoje miejsce. No cóż, nie wyszło to najlepiej, bo ilość bezsensownych elementów w tej powieści lub treści niewnoszących nic do fabuły (szczególnie w tomie drugim) jest zatrważająca. Wydaje mi się, że powinniśmy być wdzięczni wydawnictwu Fabryka Słów, że zdecydowało się nie kontynuować publikacji dalszych książek z tej serii.

wtorek, 2 sierpnia 2016

"Ból za ból" - Siobhan Vivian, Jenny Han

Tytuł: Ból za ból
Tytuł oryginału: Burn for burn
Autor: Siobhan Vivian, Jenny Han
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: czerwiec 2016
Liczba stron: 350
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 2/10

Nie ma nic słodszego niż zemsta. Bo kto z nas nie chciałby zobaczyć, jak osoba która od lat się nad nami znęca, czy to fizycznie czy psychicznie cierpi podobne katusze? Założę się, że praktycznie każdy, nawet jeśli twierdzi inaczej, w adekwatnej sytuacji poczułby (nawet mimowolnie) odrobinę zadowolenia z czyjejś krzywdy.

Bohaterki powieści “Ból za ból” to na pierwszy rzut oka niegroźne, zwyczajne nastolatki, które wbrew pozorom knują niecne plany przeciwko swoim wrogom. Mary w przeszłości doświadczyła wielu obelg związanych ze swoją niegdysiejszą tuszą. Kat została wystawiona przez chłopaka, w którym pokładała wielkie nadzieje. Lily od lat przyjaźni się z osobą, która jak się okazuje tylko wykorzystuje ją dla swoich własnych celów i podtrzymania dobrej reputacji. Każda jest inna, każda ma inne doświadczenia, jednak łączy je jedno: wszystkie trzy chcą zemścić się na tych samych osobach.

Zielonego pojęcia nie mam, jakim cudem książka ta znalazła się na szczycie rankingu New York Times'a. Nie ma w niej ani jednej cechy dobrego bestselleru. Nie jest ani wciągająca, ani oryginalna, ani nie ma interesujących bohaterów. Ba! Nawet okładka nie przykuwa zanadto wzroku. Jakby tego było mało tytułowe zemsty są nie dość że infantylne to jeszcze zupełnie nie przemyślane. Miałam wrażenie, że bohaterki robią wszystko na oślep, “a nuż się uda”. Co więc przesądziło o sukcesie powieści Siobhan Vivian i Jenny Han? God knows.

Przepraszam, ale zwyczajnie nie mogę się nie przyczepić do jednej kwestii, która wręcz doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Mianowicie jedna z bohaterek książki nie stroniła specjalnie od używek w szczególności chodzi tu o marihuanę. Jednak za każdym razem, gdy była mowa o owej substancji używano zwrotu “ziele” aniżeli (jak to się mówi wśród młodzieży i nie tylko) “zioło”. Nie jestem polonistką ani szczególnie nie znam się na ortografii, ale sentencja “palić ziele” brzmi w moich oczach co najmniej dziwnie. Nie rozumiem, dlaczego nie można było zostać przy ogólnie przyjętym “ziole”, biorąc pod uwagę fakt, że jest to tylko książka młodzieżowa a nie jakaś lektura wyższych lotów.

Jeden jedyny plus jaki dostrzegam w tej książce to fakt, że choć została ona napisana przez dwie autorki to czytelnik zupełnie tego nie odczuwa. Treść jest spójna, jednolita i zrozumiała. Dokładnie wiemy, co twórczynie chciały nam przekazać. Niestety ten odosobniony plusik nie jest w stanie w jakikolwiek sposób przekonać mnie, żebym sięgnęła po kolejne tomy powyższej serii.  

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Feeria:

poniedziałek, 25 lipca 2016

"Remedium" - Suzanne Young

Tytuł: Remedium. Program. Część 0
Tytuł oryginału: The Remedy
Autor: Suzanne Young
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: kwiecień 2016
Liczba stron: 432
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 8/10

Ludzie w różny sposób radzą sobie ze śmiercią ukochanej osoby. Jedni izolują się od społeczeństwa, tłumiąc smutek w sobie, inni wierzą, że czas uleczy ich rany, a jeszcze inni przytłoczeni żałobą targają się nawet na własne życie lub bezustannie doszukują się przyczyny straty w sobie samych. Doktor Pritchard stworzył specjalny program mający na celu domknięcie wyjątkowo ciężkich przypadów żałoby w krótkim czasie. Terapia zakłada wkroczenie w rzeczywistość zrozpaczonej jednostki sobowtóra, który w perfekcyjny sposób zarówno wyglądem jak i zachowaniem odzwierciedla zmarłego.

Siedemnastoletnia Quinlan McKe od wczesnego dzieciństwa wciela się w role zmarłych osób. Robi to, choć wie, że długotrwałe naśladowanie innych może mieć tragiczne skutki dla jej psychiki. Kolejne zlecenie, które decyduje się przyjąć, diametralnie różni się poprzednich. Nastolatka ma stać się na dwa tygodnie Cataliną Barnes. Jednak żaden z jej dotychczasowy angaży nie trwał nigdy tak długo i nie dotyczył tak dużej ilości członków rodziny. Quinlan musi więc dołożyć wszelkich starań, aby w czasie pracy być zarówno wiarygodnym sobowtórem jak i pamiętać o tym, kim jest naprawdę. Nie będzie to jednak łatwe biorąc pod uwagę fakt, że dziewczyna, którą przyszło jej naśladować, prowadziła wręcz wymarzone życie.

Moją pierwszą reakcją, gdy tylko dowiedziałam się na czym polega terapia opracowana przez doktora Pritcharda było wielkie niedowierzanie. Nie mogłam sobie wyobrazić, jakim cudem ludzie mogą wyrazić zgodę na to, aby zupełnie obca osoba przejęła na jakiś czas tożsamość ich ukochanego bliskiego, zwracała się do nich per “mamo” bądź “tato” oraz mieszkała z nimi pod jednym dachem jak gdyby nigdy nic. Dopiero gdy na konkretnych przykładach ze zleceń Quinlan zobaczyłam jak to działa w praktyce, doszłam do wniosku, że taki program rzeczywiście może być efektywny i pomocny.

Akcja w książce rozkręca się dość powolni. Pierwsze rozdziały zawierają głównie przemyślenia bohaterki oraz wspomnienia z jej poprzednich zleceń. Jakby tego było mało fabuła jest całkiem przewidywalna. Na szczęście wydarzenia szybko nabierają tempa, a akcja całkowicie pochłania odbiorcę. Nadmienię też, że choć książka należy do literatury młodzieżowej, to porusza temat, który zainteresuje nie tylko młodego czytelnika.

Suzanne Young wprowadziła pewien chaos, tworząc cykl “Program”. Wpierw opublikowała “Plagę” oraz “ Kurację samobójców”, potem dodała jednak dwa nowe tomy “Remedium” i “Epidemię” (w Polsce wydana zostanie w sierpniu tego roku), które powinny zostać przeczytane przed tymi pierwszymi. Zatem osoby pragnące zapoznać się z serią powinny w pierwszej kolejności sięgnąć po części 0 oraz 0.5.

Co tu dużo mówić, “Remedium” to znakomity i emocjonujący prequel, który idealnie wprowadza do serii, a zarazem podsyca tylko naszą ciekawość do dalszych losów bohaterów.

 Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Księgarni PanTomasz.pl:

czwartek, 30 czerwca 2016

"Przypadki Callie i Kaydena" - Jessica Sorensen

Tytuł: Przypadki Callie i Kaydena
Tytuł oryginału: The Coincidence of Callie & Kayden
Autor: Jessica Sorensen
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: czerwiec 2015
Liczba stron: 368
Tematyka: Literatura młodzieżowa, zagraniczna, romans
Ocena: 8/10

O tym że chciałabym zobaczyć “Przypadki Callie i Kaydena” na półkach naszych rodzimych księgarni pisałam już w 2013 roku, czyli na dwa lata przed rzeczywistą polską premierą. Jak widać miałam nosa, bo książka jest tak dobra (a nawet jeszcze lepsza) jak sobie początkowo wyobrażałam.

Może i historia przedstawiona w książce nie jest nadzwyczaj wyszukana – ot cicha i wyobcowana dziewczyna zakochuje się w największym szkolnym przystojniaku, ale w tym przypadku najistotniejszą rolę pełnią postaci. Autorka postarała się, aby każda z nich miała swoją osobistą mroczną historię, która przyczynia się do ich obecnego zachowania. Callie w wieku dwunastu lat doświadczyła traumatycznego przeżycia (o którego detalach pisarka stara się mówić jak najmniej szczególnie w początkowej części książki – jakby czytelnik był na tyle głupi i sam się od razu się nie zorientował o czym jest mowa), a Kayden z kolei od dzieciństwa był bity i zastraszany przez własnego ojca, czego raz świadkiem była główna bohaterka. To właśnie przez te podobne doświadczenia między nastolatkami pojawiła się nić porozumienia, a później głębsze uczucie.

W „Przypadkach Callie i Kaydena” historię poznajemy z punktu wiedzenia obu tytułowych postaci. W głównej mierze bohaterowie relacjonują swoje aktualne uczucia oraz wydarzenia, choć czasem w częściach pisanych przez Callie znajdziemy fragmenty jej osobistego dziennika. Choć jak wyżej wspomniałam książka fabułę ma przeciętną to zachowania bohaterów nie są podobne do żadnej innej powieści tego typu, jaką miałam możliwość do tej pory przeczytać. W większości utworów nagminnie powtarza się schemat postaci doświadczonych przez życie, które później boją się własnego cienia i unikają wszelkich nowych sytuacji, które wydają im się „niebezpieczne”. Tutaj natomiast bohaterowie, mimo że posiadają pewne psychiczne ograniczenia to starają się je przezwyciężać i stawiać przed sobą nowe wyzywania. Potwierdzeniem tego jest na przykład lista „rzeczy do zrobienia”, stworzona przez Callie i jej przyjaciela Setha, którą każdego dnia wdrążają w życie.

Nie da się ukryć, że pierwsze co przyciąga do tej powieści to znakomita oprawa graficzna. Wydaje mi się, że nawet gdyby treść utworu nie wywarła na mnie dużego wrażenia (na szczęście tak się nie stało) to i tak zatrzymałabym go w swojej biblioteczce, chociażby po to żeby cieszyć oko tą przepiękną okładką. Ogromne znaczenie ma dla mnie również fakt, że zdjęcie znajdujące się na obwolucie nie tylko idealnie współgra z fabułą, ale ponadto jest dokładnym odzwierciedleniem jednego z wątków utworu. Nie można, więc zarzucić wydawnictwu chęci przyciągnięcia czytelnika (szczególnie wzrokowca) okładką, niemającą zupełnie związku z treścią.

Książka Jessicki Sorensen wciągnęła mnie na tyle, że zaraz po zakończeniu jej lektury zaczęłam momentalnie rozglądać się za kolejnym tomem serii. Jestem przekonana, że moja reakcja nie jest odosobniona i inni czytelnicy również będą zachwyceni historią, opisaną w książce i nie omieszkają sięgnąć po kolejny tom. 

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję portalowi Bookmaster:
Książki w BookMaster

środa, 20 kwietnia 2016

"Ktoś taki jak ty" - Sarah Dessen

Tytuł: Ktoś taki jak ty
Tytuł oryginału: Someone like you
Autor: Sarah Dessen
Wydawnictwo: Harper Collins
Data wydania: 16 marzec 2016
Liczba stron: 256
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 4/10

Jedne wakacje potrafią wiele zmienić. W przypadku Scarlett zmieniają absolutnie wszystko. Szesnastoletnia dziewczyna zachodzi w ciążę z chłopakiem, który dzień po namiętnie spędzonej nocy ginie w tragicznym wypadku. Pozostawiona sama sobie zmaga się z niedojrzałą matką, która usilnie próbuje przekonać nastolatkę do aborcji bądź oddania dziecka rodzinie zastępczej. Jej jedyną podporą w tym trudnym okresie jest najlepsza przyjaciółka Halley.

Powyższy akapit zawiera w sobie praktycznie wszystko, co znajdziemy w książce. Dodajmy jeszcze tylko pierwszą “prawdziwą” miłość Halley oraz trudne relacje z rodzicami, a po powieść “Ktoś taki jak ty” nie musimy nawet sięgać. Nic więcej bowiem się tam nie dzieje. No chyba, że kogoś interesuje powtarzające się czytanie o chodzeniu do szkoły czy wymykaniu się z domu, aby pojeździć ze szkolnym ciachem po mieście. Do ostatniej strony żyłam nadzieją, że być może za moment nastanie coś spektakularnego, coś co wywróci akcję do góry nogami. Aczkolwiek na nadziejach się skończyło. Autorka nie dość, że niczym mnie nie zaskoczyła to jeszcze w żaden sposób nie urozmaiciła życia bohaterów. Wydaje mi się, że uznała, że zajście szesnastoletniej dziewczyny w ciążę jest wystarczającym szokiem, aby czytelnik żył tym jednym wątkiem do samego końca książki.

Do tego momentu zastanawiam się, co autorka chciała przekazać czytelnikom, pisząc ten utwór? Rozważałam już różne scenariusze począwszy od “prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”, “nawet przy pierwszym razie można zajść w ciążę” (eureka!) czy też “nie idź do łóżka z facetem zanim nie wyzna Ci miłości” kończąc na “wyjście na szkolny bal w zaawansowanej ciąży może skończyć się na porodówce”. Jednak zważywszy na to, że większość identycznych porad znajdziemy w co drugim młodzieżowym czasopiśmie (bądź też we własnej głowie jeśli mamy chodź odrobinę pomyślunku) tworzenie dodatkowo książki na ten temat wydaje mi się nieco zbyteczne.

Zostawmy już monotonną i bezbarwną fabułę w spokoju, a skupmy się na bohaterach. W pierwszej kolejności powiem, że byłam nieco zdziwiona faktem, że Sarah Dessen zdecydowała się opisać zaistniałe wydarzenia z perspektywy cichej przyjaciółki Scarlett aniżeli jej samej. W mojej opinii narracja prowadzona z punktu widzenia nastoletniej przyszłej matki byłaby o wiele ciekawsza. Na szczęście Halley (mimo swojej nieśmiałości i pewnego odosobnienia) jest bardzo pozytywną bohaterką i z łatwością można ją polubić. Oczywiście widać, że jest jeszcze nieco zagubiona i wciąż poszukuje własnego ja, jednak jest to jak najbardziej naturalne w jej wieku.

Na polskim rynku wydawniczym znajdziemy jeszcze parę innych książek autorstwa Sarah Dessen, które tak samo jak “Ktoś taki jak ty” zbierają dość wysokie noty. Ja jednak zanim sięgnę po którąkolwiek z nich przemyślę to dwa razy. Lektura kolejnej powieści tego typu nie jest tym, o czym marzę. 

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Harper Collins:

poniedziałek, 21 marca 2016

"Złe dziewczyny nie umierają" - Katie Aleder

Tytuł: Złe dziewczyny nie umierają
Tytuł oryginału: Bad Girls Don't Die
Autor: Katie Alender
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: styczeń 2016
Liczba stron: 360
Tematyka: Literatura młodzieżowa, Horror
Ocena: 5/10

Co jest takiego upiornego w lalkach, że są one motywem przewodnim tak wielu strasznych historii?Jak dla mnie potwór z nich żaden, jednak jak widać inni mają w tej kwestii odmienną opinię. Katie Aleder na przykład uważała, że stanowią one doskonałą bazę pod horror i tak właśnie powstała jej najnowsza książka. “Złe dziewczyny nie umierają” to historia siedemnastoletniej Alexis, której młodsza siostra zostaje opętana przez złego ducha, zamieszkałego w jednej z jej setek kolekcjonerskich lalek. Dusza, pełniąca kontrolę nad ciałem Kasey, chce użyć jej do przeprowadzenia zemsty na całych pokoleniach miejscowych kobiet, a zadaniem Alexis będzie ją powstrzymać.

Być może inni czytelnicy polubią główną bohaterkę, jednak mnie Alexis niemiłosiernie irytowała. Wszystko dlatego, że autorka usiłowała za wszelką cenę wykreować ją na młodocianą buntowniczkę, (z różowymi włosami ,żeby oczywiście odróżniała się na tle innych uczniów), nierozumianą przez rówieśników i bezgranicznie skupioną na swojej pasji jaką jest fotografia. Wszystkie te cechy miały nadać jej wyjątkowego charakteru, jednak w rzeczywistości bohaterka stała się jedną z miliona “rebeliantek”, których w literaturze typu young adult co nie miara.

“Złe dziewczyny nie umierają” z założenia miało być straszną historią, która niestety nie przerażała nawet odrobinę, a momentami wręcz śmieszyła. Za przykład może posłużyć wątek magicznych naszyjników, które swoją mocą ochraniały główną bohaterkę przed wpływem nawiedzonej, młodszej siostry. Dodatkowo po połączeniu buchały iskrami i ogólnie działy się z nimi kosmiczne rzeczy. Jednym słowem, wątek baaardzo infantylny i nietrafiony. Wydaje mi się, że już cokolwiek inny “talizman” lepiej spełniałby swoją rolę i być może byłby nieco bardziej upiorny.

O minusach chyba nasłuchaliście się już wystarczająco dużo, więc czas teraz przejść do tych (niewielu) plusów, jakim może się powyższa książka poszczycić. Po pierwsze powieść czyta się zadziwiająco szybko, w moim przypadku był to zaledwie jeden dzień, co uważam za całkiem niezły wynik, biorąc pod uwagę jak niewiele czytam w ostatnim czasie. Po drugie zachwycająca okładka obok której nie da się przejść obojętnie. Wydawnictwo posłużyło się oprawą amerykańską i miejmy nadzieję, że w przypadku pozostałych tomów pozostanie to nie zmienione, bo z tego co widziałam, inne okładki z serii są równie znakomite jak ta. Po trzecie … no, niestety trzeciego plusu nie udało mi się odnaleźć.

Co tu dużo mówić, “Złe dziewczyny nie umierają” to powieść przeznaczona dla zdecydowanie młodszych czytelników, którym nie będzie przeszkadzała pospolitość głównej bohaterki i które przepadają za “tanimi” horrorami. Myślę też, że fanom serii “Pośredniczka” autorstwa Meg Cabot (czy ktoś jeszcze pamięta ten cykl?) powieść Katie Aleder również mogłaby się spodobać.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Feeria:

piątek, 26 lutego 2016

"Playlist for the dead" - Michelle Falkoff

Tytuł: Playlist for the dead. Posłuchaj, a zrozumiesz
Tytuł oryginału: Playlist for the dead
Autor: Michelle Falkoff
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: listopad 2015
Liczba stron: 264
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 5/10

Trudno jest pogodzić się ze śmiercią najleszego przyjaciela. Sama byłam nie tak dawno w podobnej sytuacji, więc uwierzcie mi, wiem co mówię. Człowiek cały czas zastanawia się, co mógłby zrobić inaczej, żałuję wypowiedzianych słów i straconych szans. W moim przypadku było o tyle "łatwiej", że mój znajomy został zabrany przez chorobę, a nie popełnił samobójstwa tak jak to miało miejsce w "Playlist for the dead".

Hayden nie zostawił żadego listu pożegnalnego, w którym wyjaśniałby przyczyny odebrania sobie życia, jednak Sam - jego najlepszy i zarazem jedyny przyjaciel, tuż obok ciała znajduje playlistę złożoną z 27 utworów wraz z dopiskiem: "Posłuchaj, a zrozumiesz". Od tej pory bohater raz po raz przesłuchuje składankę i głowi się, jaką wiadomość chciał mu przekazać zmarły kompan, bowiem zarówno wybór piosenek jak i ich treść nie wydają się dawać żadnej sensownej odpowiedzi na to pytanie. Ponadto wraz z rozwojem wydarzeń wychodzi na jaw, że Hayden zataił przed swoim Samem parę istotnych kwestii, które mogły mieć istotny wpływ na podjętą przez niego decyzję.

Sięgając po książkę Michelle Falkoff miałam pewne obawy. Opis z tyłu okładki przypominał mi inną powieść o podobnej tematyce, którą czytałam jakiś czas temu, mowa tu o "Trzynastu powodach". Aczkolwiek już po pierwszych kilku rozdziałach wiedziałam, że mój niepokój był niepotrzebny. W prawdzie w obu powieściach wątek przewodni - próba odnalezienia przyczyny samobójstwa nastolatka - jest identyczny, jednak na tym podobieństwa się kończą. "Playlist for the dead" ma ten plus, że jej fabuła jest znacznie bardziej rozbudowana i rozciągnięta w czasie, dzięki czemu czytelnik nie jest od samego początku przytłoczony gradem wydarzeń, a ponadto może obserwować jak wraz z upływem dni zmienia się sposób myślenia i postrzegania rzeczywistości przez głównego bohatera.

“Playlist for the dead” to dobra powieść ... jednak tylko dla osób w wieku do, powiedzmy, 17 lat. Starsi czytelnicy raczej nie znajdą w tym utworze niczego zaskakującego czy unikalnego. Wszystko przez młodych i niedoświadczonych życiem bohaterów, którzy dopiero na łamach powieści przeżywają swoje pierwsze miłości, bójki oraz załamania. Aczkolwiek to nie niedojrzałość postaci wzbudziły moją największą irytację. To co doprowadzało mnie do szału to przerywane wątki, a szczególnie jeden konkretny – motyw Arcymaga_Ged'a. Gdy tylko na arenie zdarzeń pojawiła się ta tajemnicza persona, pomyśłałam sobie “Oho! Dzieje się coś ciekawego! Być może śmierć Haydena miała jakieś mroczne pobudki”, zaczęłam już węszyć ukryte spiski, teorie, a nawet fantastyczne czy też pozagrobowe wpływy. Na próżno.

Jak już wyżej wspomniałam, Michelle Falkoff stworzyła książkę dla dość zawężonego obszaru odbiorców. Młodsi czytelnicy być może uznają tę powieść za genialną i wyciągną z niej wiele ciekawych wniosków, podczas gdy starsi przeczytają ją bez większych emocji i szybko zapomną w ogóle o jej istnieniu.  

  Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Księgarni Dadada.pl:
    --------------------------------------------------------------------------------
Specjalnie dla Czytelników Public-Reading księgarnia Dadada.pl oferuje kod rabatowy, który będzie uprawniał do dodania do zamówienia złożonego w księgarni  (o określonej minimalnej wartości - 25zł) jednej książki młodzieżowej po 3zł z puli proponowanych produktów. Wystarczy przy zamówieniu wpisać kod z obrazka poniżej:

poniedziałek, 15 lutego 2016

"Pojedynek. Niezwyciężona 1" - Marie Rutkowski

Tytuł: Pojedynek. Niezwyciężona 1
Tytuł oryginału: The Winner's Curse
Autor: Marie Rutkowski
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: listopad 2015
Liczba stron: 384
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 6/10

Nastoletnia Kestrel stoi przed życiowym dylematem. Wstąpić do armii swojego ojca czy stanąć na ślubnym kobiercu? Jako córka generała bohaterka musi podjąć jedną z powyższych decyzji, aby dać dobry przykład reszcie społeczeństwa i nie zawieść swojego surowego rodzica. Jednak co wybrać, kiedy żadna z tych opcji nie jest tym, co chciałaby od życia dziewczyna? Jakby tego było mało między Kestrel a nadwornym niewolnikiem rodzi się zakazane uczucie, z którego nie może wyniknąć nic dobrego.

Miłość pomiędzy dwoma zwaśnionymi stronami to motyw znany w literaturze od wieków. Weźmy chociażby za przykład Romea i Julię, których historia miała tragiczny koniec. Czy w powieści Marie Rutkowski możemy oczekiwać happy end'u? Tego jeszcze nie wiadomo, ponieważ "Pojedynek" rozpoczyna trzytomową sagę "Niezwyciężona", a ponadto pisarka wciąż wodzi czytelnika za nos jako, że uczucia głównej bohaterki są całkowicie sprzeczne z jej zachowaniem.

Wracając jednak do tytułu serii, jestem bardzo zawiedziona, że polskie wydawnictwo nie zostało przy oryginalnej nazwie jaką jest “The Winner's Curse” - Klątwa Zwycięzcy, która według mnie brzmi o niebo lepiej niż “Niezwyciężona”. Na szczęście okładki pozostały zostały niezmienione, dzięki czemu polscy czytelnicy mogą nacieszyć oko przepięknymi graficznymi oprawami.

Jeśli na bieżąco czytacie moje recenzje to pewnie już wiecie, że ogromną uwagę poświęcam kreacji głównego bohatera. Kestrel to postać strworzona z wielką dobałością o szczegóły. Siedemnastolatka zaimponowała mi swoim uporem, inteligencją oraz empatią. Co najważniejsze nie jest to typowa dziewczyna z wyższych, która boi się własnego cienia a jej główną rozrywką są wytworne bale. Kestrel jest przebiegła, potrafi myśleć strategicznie i nie boi się podejmować ryzyka.

Wielu z was mogłoby mnie zapytać, dlaczego “Pojedynek” otrzymał tak niską notę, skoro powieść ma tak wiele plusów. Śpieszę z wyjaśnieniami. Wszystkiemu winna jest mało dynamiczna akcja. Książka niby liczy sobie prawie czterysta stron, ale tylko ¼ to prawdziwie wartka akcja. Pozostała treść to jedynie zapoznawanie się ze światem przedstawionym i osobowościami poszczególnych bohaterów. To też poniekąd ma swoje plusy, ponieważ po lekturze “Pojedynku” doskonale znamy Valorian i Herran, ich aspiracje, a także mocne i słabe strony. Dodatkowo w czytelniku budzi się silne przywiązanie do bohaterów oraz przemożna chęć poznania dalszego ciągu historii.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Feeria:

czwartek, 24 grudnia 2015

"Czy wspominałam, że Cię kocham?" - Estelle Maskame

Tytuł: Czy wspominałam, że Cię kocham?
Tytuł oryginału: Did I mention I love you?
Autor: Estelle Maskame
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: 21 październik 2015
Liczba stron: 408
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 5/10

Co tu dużo ukrywać, miałam wielki problem z zabraniem się za pisanie tej recenzji, bo najzwyczajniej w świecie nie mam pojęcia co o niej napisać. „Czy wspominałam, że Cię kocham?” nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych powieści gatunku Young Adult. W sumie to książka aż zadziwia swoją nijakością. Ot, zwykła niczym wyróżniająca się dziewczyna zgadza się spędzić wakacje u dawno niewidzianego ojca i zakochuje się w swoim intrygującym przyrodnim bracie. Jak można byłoby się spodziewać jej obiekt zauroczenia jest typem „złego chłopca”, którego bohaterka stara się poskromić. Nie znajdziemy tutaj żadnych spektakularnych wydarzeń, a ewentualnie niczym niewyróżniające się młodzieńcze wybryki.

Czytając książkę bardzo dużą wagę przykładam do wyrazistych bohaterów. Często nawet jeśli fabuła nie jest wystarczająco dobra, ale za to postacie, grające wiodącą rolę w powieści, są unikalne i zaskarbią sobie moją sympatię, automatycznie podnosi to moją notę za cały utwór. Jednak w przypadku „Czy wspominałam, że Cię kocham?” żaden z bohaterów nie wydał się mi bliski czy też nad wyraz interesujący. W sumie to przeglądając inne recenzje na temat DIMILY byłam szczerze zdumiona jak wielu czytelników zachwyca się postacią Tylera, który dla mnie osobiście irytował szczególnie na samym początku powieści.

Mimo że jak wspomniałam powieść nie jest specjalnie wyjątkowa, to wcale nie oznacza, że jest zła czy nieciekawa. Z całą pewnością seria DIMILY przypadnie do gustu dorastającym nastolatkom, które w książce znajdą odzwierciedlenie problemów, z którymi być może aktualnie się zmagają. Autorka pisząc swoją debiutancką książkę miała zaledwie siedemnaście lat, dlatego zachowanie i sposób myślenia bohaterów są bardzo adekwatnie do rzeczywistości.

Największym atutem książki jest według mnie jej okładka. Kolaż zdjęć utrzymanych w ciepłej tonacji nie dość że kojarzy się z wakacjami to jeszcze świetnie pasuje do tematyki utworu. Tytuł z kolei, chociaż zapada w pamięć, to nie mam pojęcia skąd się wziął. Jakoś nie mogę go dopasować, ani do motywu przewodniego książki ani do żadnej sytuacji w niej zawartej.

Summa summarum, pierwszy tom DIMILY nie powala treścią ani nie zapowiada kolejnej fenomenalnej serii, jednak jest dobrą lekką i niezobowiązującą lekturą dla młodszych czytelników.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Feeria:

czwartek, 12 listopada 2015

"Endgame. Wezwanie" - James Frey

Tytuł: Endgame. Wezwanie
Tytuł oryginału: Endgame. The Calling
Autor: James Frey, N. Johnson-Shelton
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: październik 2014
Liczba stron: 512
Tematyka: Literatura młodzieżowa, Fantasy, Science Fiction
Ocena: 7/10

Koniec świata jest tematem często i chętnie poruszanym przez społeczeństwo. Wyznaczamy różne daty, które według nas mogłyby zwiastować nadchodzącą zagładę, a to rok 2000 - początek nowego milenium, a to rok 2012 - zakończenie kalendarza Majów, jednak do tej pory nikomu nie udało się ustalić konkretnego terminu. James Frey oraz Nils Shelton w swojej książce „Endgame”snują przed czytelnikiem wizję jakoby dzień ostateczny miał być poprzedzony serią meteorytów, której znaczenie zna tylko ograniczona ilość osób zwana Graczami. Gracze to grupa dwunastu osób w wieku od 13 do 19 z dwunastu różnych pierwotnych plemion, których zadaniem jest odnaleźć klucze Ziemi i … pozabijać się nawzajem. Zwycięzca czyli jedyna osoba, która przeżyję zapewni sobie i swojemu ludowi przetrwanie.

Przyznam szczerze, że „Endgame” nie wciąga od pierwszych stron, powieść od samego początku wydaje się jakaś taka … dziwna. Bohaterowie wydają się jakby z innej epoki, dodatkowo przypisane im są jakieś dziwne znaczki (których znaczenie do samego końca nie jest wyjaśnione) a jakby tego było mało książka zawiera niezrozumiałe ciągi cyfr czy też zupełnie niezwiązane z niczym (przynajmniej dla mnie) ilustracje. Jak się okazuje te niejasne elementy nie są takie przypadkowe. Jak czytamy z tyłu okładki: „Odszukuj wskazówki. Rozwiązuj łamigłówki” i bowiem osoba, która rozgryzie dane zagadki wygra 100 00 dolarów! Czyli naprawdę warto trochę pogłówkować i dać się wciągnąć do zabawy.

Mimo niezbyt ciekawego rozpoczęcia książki nie powinniśmy się do niej zniechęcać, ponieważ dalej jest już tylko lepiej i lepiej. Akcja nabiera takiego tempa, że nie sposób się od niej oderwać. Sama byłam zdziwiona jak bardzo chciałam dowiedzieć się „co będzie dalej?”, gdy nie byłam w stanie akurat kontynuować lektury. Wszystkie początkowe mankamenty i „dziwadła” przestały mi jawić się jako minusy, a zaczęły stanowić zalety powieści. To właśnie one bowiem sprawiają, że „Endgame” jest tak wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju.

Jak wyżej wspomniałam akcja powieści toczy się wokół aż 12 głównych bohaterów. Każdy z nich ma szanse przedstawić historię ze swojego punktu widzenia, jednak to Sara Alopay najczęściej pełni funkcję narratora. Osobiście, taki stan rzeczy bardzo mi odpowiadał, bo właśnie tę postać polubiłam najbardziej, chyba dlatego że była najmniej agresywna ze wszystkich. Jak możecie się domyślić inni Gracze byli wytrenowanymi i żądnymi krwi zabójcami. Co ciekawe, te bezwzględne jednostki były też zdolne do okazywania uczuć i w poszczególnych przypadkach niesienia pomocy.

Z twórczością Jamesa Freya spotkałam się już dobrych parę lat temu przy lekturze „Milionach małych kawałków”. Książka ta zrobiła na mnie niesamowite wrażenie i do tej pory jest jedną z najlepszych, jakie kiedykolwiek czytałam. „Endgame” w żadnym stopniu nie przypomina wyżej wspomnianej powieści. Odbiega od niej tematyką, stylem pisania, a także grupą odbiorców, do których jest adresowana. Gdybym nie wiedziała, że zarówno „Milion małych kawałków” jak i „Endgame” wyszło spod pióra tego samego autora, w życiu nie przyszłoby mi na myśl, że obie te powieści mogą być ze sobą w jakikolwiek sposób powiązane. Jest jednak jedna rzecz, która je łączy, mianowicie: obie są bardzo dobre!

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu SQN:

poniedziałek, 9 listopada 2015

"Odrodzona" - C.C. Hunter

Tytuł: Odrodzona
Tytuł oryginału: Reborn
Autor: C.C. Hunter
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: październik 2015
Liczba stron: 424
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 6/10

Wydawać by się mogło, że temat istot paranormalnych został już zupełnie wyczerpany. Po fali wampirzych powieści jaka zalała rynek wydawniczy przed niespełna czterema laty, większość czytelników uznała ten motyw za wyczerpany i najzwyczajniej w świecie nużący. Tymczasem amerykańska autorka C.C. Hunter postanowiła po raz kolejny podjąć się wampirzego zagadnienia i jak się okazuje z całkiem dobrym rezultatem.

Przed lekturą "Odrodzonej" wiedziałam oczywiście, że C.C. Hunter jest autorką innej paranormalnej serii dla młodzieży, jednak byłam przekonana, że jej nowy cykl jest zupełnie z nią niezwiązany. Okazuje się, że byłam w błędzie, bowiem w „Odrodzonej” występują ci sami bohaterowie, jednak wydarzenia są ukazane oczami nie Kylie, jak miało to miejsce wcześniej, lecz jej przyjaciółki Delli Tsang.

W Wodospadach Cienia C.C. Hunter ukazała wampiry z zupełnie nowej perspektywy. Przede wszystkim stały się one bardziej ludzkie: zapadały na choroby, dosięgały ich problemy związane z ich nadzwyczajnymi zdolnościami czy też odczuwały potrzebę snu. Dodatkowo w akcję wplątanych zostało sporo nowych paranormalnych stworzeń, z którymi wampiry wspólnie egzystują. Są to między innymi: elfy, zmiennokształtni, wiedźmy lub też kameleoni. Poznać ich można po specyficznym "wzorze mózgu". Przyznam się, że gdy pierwszy raz usłyszałam to sformułowanie roześmiałam się w głos, naprawdę nie można było wymyślić jakiegoś innego sposobu na rozpoznanie do jakiego gatunku należy nowo poznana osoba? W sumie chyba wszystko byłoby lepsze niż "wzór mózgu".

Jeśli chodzi o główną bohaterkę to nie mogę powiedzieć, że obdarzyłam ją sympatią, choć kłamstwem byłoby też stwierdzenie, że jej nie polubiłam. Były momenty, w których podziwiałam jej odwagę oraz determinację w dążeniu do celu, jednak zdecydowanie przeważały te chwile,w których najzwyczajniej w świecie mnie irytowała. Jednym słowem, Della jest znakomitym przykładem postaci, z którą zupełnie się nie utożsamiam,co za tym idzie nie byłam w stanie wczuć się w akcję książki w stu procentach.

Jak w praktycznie w każdej powieści młodzieżowej (a już szczególnie tej o tematyce wampirów) tak i tutaj nie mogło zabraknąć wątku miłosnego. Nie jest on jednak jakoś szczególnie namiętny zważywszy na powściągliwość głównej bohaterki. Znacznie ciekawsze zdają się próby, jakie podejmuje Dellia, aby dołączyć do elitarnej jednostki JBF, pełniącej funkcję nadnaturalnego biura śledczego. Największym plusem książki jest jednak jej nieprzewidywalność, bowiem zdarzenia przyjmują zupełnie inny obrót niż początkowo mogłoby się wydawać.

Osobiście nie miałam okazji przeczytania poprzedniej serii „Wodospadów Cienia”, dlatego też nie jestem w stanie określić, czy nowo wydany cykl wypadł lepiej czy gorzej. Wiem natomiast, że wielbiciele paranormal romance z pewnością będą zachwyceni.  

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Feeria:

sobota, 17 października 2015

"Aplikacja" - Lauren Miller

Tytuł: Aplikacja
Tytuł oryginału: Free to Fall
Autor: Lauren Miller
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: 7 październik 2015
Liczba stron: 456
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 7/10

Życie to nieustanne podejmowanie decyzji, począwszy od tych najprostszych do tych najtrudniejszych. Często wybory te przysparzają ludziom sporo kłopotów, dlatego też firma Gnosis stworzyła aplikacje Lux, która na podstawie osobistych upodobań posiadacza wskazuje mu najwłaściwsze rozwiązanie problemu. Co więcej przypomina o codziennych obowiązkach, wizytach u lekarza bądź czyhających niebezpieczeństwach.

Rory – główna bohaterka książki jest oddaną fanką aplikacji i nawet jej najlepszy przyjaciel nie jest w stanie przekonać nastolatki do chociażby ograniczenia używania programu. Wszystko zmienia się, gdy szesnastolatka zostaje przyjęta do elitarnej Akademii Theden. Szkoła okazuje się zupełnie inna niż w wyobrażeniach Aurory. Nastolatka zaczyna słyszeć Zwątpienie, próbuje poznać prawdę na temat swojej rodzicielki, której śmierć jak się okazuje wcale nie była przypadkowa, a jakby tego było mało musi zmagać się z wrogością jednej z nauczycielek. Na szczęście nowo poznany chłopak North nie tylko pomaga jej odnaleźć się w nowym otoczeniu, ale odkrywa też przed nią tajemnice Luxa.

Przy pierwszych stronach książki rola Luxa w życiu bohaterów nie wydaje się aż tak istotna. Ot, Rory przy pomocy aplikacji wybierze danie w restauracji bądź sprawdzi czas podróży. Jednak w miarę rozwoju akcji zauważamy, że bez użycia programu bohaterowie nie są w stanie podjąć praktycznie żadnej decyzji, bezmyślnie zdają się na opinie swoich handheldów. Ponadto Lux używany jest nie tylko przez prywatnych użytkowników, ale i przez publiczne instytucje.

Mimo że akcja książki rozgrywa się w 2032 roku to wydarzenia mające miejsce w „Aplikacji” są nadzwyczaj aktualne. Już teraz ludzie są całkowicie uzależnieni od swoich telefonów i aplikacji w nim zawartych. Ja sama nie wyobrażam sobie opuszczenia domu bez komórki, koniecznie ze stałym dostępem do sieci. Powieść Lauren Miller nie tylko uświadamia czytelnikowi stopień uzależnienia społeczeństwa od technologii, ale także pokazuje jak skutecznie wielkie koncerny manipulują użytkownikami, którzy nawet nie zdają sobie z tego sprawy.

Lauren Miller bardzo dobrze poradziła sobie z wyjaśnieniem wszystkich technicznych aspektów działania aplikacji i innych urządzeń, z których korzystają bohaterowie. Zazwyczaj w książkach, których akcja dzieje się w przyszłości i które poruszają wątek nowinek technologicznych, autorzy w bardzo zawiły i niezrozumiały sposób usiłują opisać sposób działania wymyślonych przez siebie sprzętów. W przypadku „Aplikacji” nie będziemy jednak mieli z tym żadnych problemów.

Lektura książki była dla mnie prawdziwą przyjemnością. Historia choć początkowo rozwijała się w żółwim tempie, później nabrała tempa i zaskakiwała zwrotami akcji. Czytelnik nie mógł brać niczego za pewnik, bo wszystko okazywało się inne niż na początku mogłoby się wydawać. Co więcej, bardzo polubiłam bohaterów, wykreowanych przez autorkę. Jestem przekonana, że powieść mimo że zalicza się do literatury młodzieżowej z pewnością znajdzie miłośników również wśród starszych grup wiekowych.  

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Feeria:

sobota, 19 września 2015

"Ender"- Lissa Price

Tytuł: Ender
Tytuł oryginału: Enders
Autor: Lissa Price
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 9 wrzesień 2015
Liczba stron: 400
Tematyka: Literatura młodzieżowa, Science fiction
Ocena: 6/10

Wydawać by się mogło, że koszmar Callie związany z udziałem w projekcie „wypożyczenia ciał” dobiegł końca wraz ze zburzeniem siedziby Prime Destination, jednak jak się okazuje szef firmy Brockman ma co do dziewczyny inne plany. Wciąż nawiedza ją w jej własnych myślach za pomocą wyjątkowego, zmodyfikowanego chipu, jaki nosi w sobie. Chce pozyskać zarówno urządzenie jak i Callie, aby wykorzystać ich do swojego nowego, mrocznego projektu.

Drugi tom serii autorstwa Lissy Price nie był aż tak emocjonujący jak pierwszy. Największych wrażeń dostarczała według mnie nowa postać - Hayden, który jak się okazało skrywa w sobie wiele tajemnic. Inni bohaterowie natomiast, w szczególności ci nowi, zostali potraktowani bardzo pobłażliwie. Nie chodzi tu tylko o opis ich charakteru czy wyglądu, ale i udział w wydarzeniach. Można by rzec, że w „Enderze” akcja toczy się jedynie wokół trzech postaci: Callie, Haydena i jego ojca. Cała reszta stanowi dla nich tylko tło.

Często zdumiewała mnie wręcz głupota głównej bohaterki. Wciąż powielała te same błędy i nie wyciągała żadnych wniosków ze swoich wcześniejszych doświadczeń. Dobrze wiedziała, że Stary Człowiek zastawia na nią liczne pułapki, namierza jej chipa, a ona mimo wszystko nie zachowywała żadnej ostrożności i to właśnie z jej nierozwagi wynikały wszystkie kłopoty, w jakie się pakowała. Z drugiej strony, gdyby nie jej bezmyślność, mało co by się w książce działo.

Charakterystyczną cechą serii jest surowość otoczenia, w którym rozgrywają się wydarzenia. Młodzież wychowuje się bez rodziców, żyje w nędzy, zamieszkuje pustostany i walczy o jedzenie, jedynie nieliczni cieszą się protekcją dziadów, dzięki czemu mogą sobie pozwolić na luksusy. Dysproporcja pomiędzy pierwszą i drugą częścią nastolatków jest przeogromna.

Tak samo jak w przypadku „Startera” - „Ender” może pochwalić się świetną srebrzystą oprawą graficzną, która idealnie pasuje do okładki części poprzedniej. Bądź co bądź „Ender” nie jest najgorszą kontynuacją i gdyby autorka zdecydowała się opisać dalsze przygody Callie w kolejnym tomie to jestem przekonana, że na pewno bym po niego sięgnęła. Liczyłabym wtedy na rozwinięcie wątku romantycznego pomiędzy Callie i Haydenem, ponieważ w tej części bohaterowie nie mieli zbyt wielu sposobności do rozwinięcia rodzącego się uczucia, ponadto schorzenie chłopaka skutecznie to utrudniało.  

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Albatros:

czwartek, 20 sierpnia 2015

"Czas żniw" - Samantha Shannon

Tytuł: Czas żniw
Tytuł oryginału: The Bone Season
Autor: Samantha Shannon
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: listopad 2013
Liczba stron: 520
Tematyka: Literatura młodzieżowa, fantasy
Ocena: 8/10

Niejedna osoba chciałaby mieć dostęp do umysłów innych ludzi. Nasze myśli, przyzwyczajenia i tajemnice w cudzych rękach byłyby świetną bronią. Paige Mahoney jako jedna z nielicznych potrafi wpływać na senne krajobrazy i pozyskiwać z nich cenne dla siebie informacje. Jej niecodzienne zdolności czynią ją niezwykle atrakcyjną. Inni jasnowidze pragną aby dla nich pracowała, a ludzie z drugiej strony chcieliby jak najszybciej się jej pozbyć. Wysokie stanowisko w londyńskim podziemiu wcale nie zapewnia jej wystarczającego bezpieczeństwa, bowiem wkrótce zostaje uprowadzona, a jej uporządkowany do tej pory świat wywraca się do góry nogami.

Akcja "Czasu żniw" rozwija się powoli. Dzieje się tak, dlatego, że Samantha Shannon raczy nas nadzwyczaj dokładnymi opisami miejsca zdarzeń. Zazwyczaj nie przepadam za przenikliwą analizą tła powieści, jednak w tym konkretnym przypadku działa to na korzyść książki, bowiem wizja miejsca zesłania Paige, a także Londynu z 2059 roku jest tak realna, że czytelnik ma wrażenie, jakby sam znajdował się w centrum wydarzeń i sam brał  w nich udział.

To co najbardziej podobało mi się w powieści Samanthy Shannon to niedoskonałości głównej bohaterki. Paige nie jest typową postacią z literatury młodzieżowej, której wszystko przychodzi bez najmniejszego trudu, wręcz przeciwnie, każdy jej sukces opłacony jest mnóstwem pracy, wyrzeczeń i samozaparcia. Na uwagę zasługuję też fakt, że autorka bardzo skutecznie wprowadza czytelnika w maliny. Co chcę przez to powiedzieć? Mianowicie to, że praktycznie za każdym razem gdy coś wydawało mi się w miarę pewne i logiczne, po pewnym czasie okazywało się mieć swoją drugą stronę, której w życiu bym się nie domyśliła. 

Irytował mnie natomiast fakt, że autorka bardzo słabo wyjaśniła, czym zajmują się poszczególne grupy jasnowidzów. Najwięcej miejsca poświęciła na opis magików,  których zdolności można było domyślić się już z samej nazwy, pozostałe kategorie z drugiej strony zostały przedstawione bardzo ogólnikowo przez lektura książki była dla mnie nico utrudniona, ponieważ nie wiedziałam, jakimi zdolnościami dysponują poszczególni bohaterowie, a także czego mogę się po nich spodziewać. Dodatkowo już od samego początku autorka posługuje się wykreowanymi na potrzeby książki zwrotami takimi jak Sajon, Refaici czy Siedem Pieczęci, przez pierwsze parędziesiąt stron wprawia to nieco czytelnika w zdezorientowanie, jednak wraz z upływem akcji i stopniowym wyjaśnianiu przez pisarkę owych pojęć wszystko nabiera sensu. 

Ciężko mi porównać "Czas żniw" do jakiejkolwiek innej powieści, ponieważ Samantha Shannon stworzyła coś zupełnie oryginalnego i nowego. Właśnie z tego powodu jej książka zasługuje na zainteresowanie. Nie powiela ona znanych już schematów, a ustala swoją własną, niepowtarzalną ścieżkę. 

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu SQN:

piątek, 26 czerwca 2015

"Hopeless" - Colleen Hoover

Tytuł: Hopeless
Tytuł oryginału: Hopeless
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: czerwiec 2014
Liczba stron: 380
Tematyka: Literatura młodzieżowa
Ocena: 7/10

Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak duży wpływ na nasze dorosłe życie mają wydarzenia z dzieciństwa. Możemy je od siebie odpychać, próbować o nich zapomnieć, jednak wciąż bez względu na wszystko będą one w nas tkwić. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Sky, główna bohaterka bestselleru autorstwa Colleen Hoover, która trzynaście lat wcześniej została adoptowana, a teraz jako nastolatka nie odczuwa przyjemności z obcowania z płcią przeciwną. Dopiero gdy poznaje Holdera zaczyna doświadczać nieznanych do tej pory emocji, jednak chłopak skrywa przed dziewczyną tajemnicę, której wyjawienie może zmienić całe dotychczasowe życie Sky.

Sięgając po „Hopeless” miałam bardzo duże wymagania. Przede wszystkim naczytałam się mnóstwa pozytywnych opinii, które wychwalały tę książkę wręcz pod niebiosa, ponadto znakomita oprawa graficzna też sugeruje, że treść może być godna uwagi (wiem, nie powinnam oceniać książki po okładce, jednak nic na to nie poradzę, że jestem wzrokowcem). Tymczasem mimo że powieść mnie wciągnęła to daleko mi było od zachwytu. Początkowo miałam wrażenie, że czytam jakiś kiepski romans. Bohaterowie albo się kłócili, albo wypowiadali „ochy i achy” pod swoim adresem. Dopiero później akcja nabrała żywszego tempa i w końcu zaczęło się coś dziać.

Colleen Hoover jest autorką licznych bestsellerów, jednak ja dopiero teraz miałam okazję zapoznać się z jej twórczością. Nie ma co się dziwić, że jej książki stały się międzynarodowymi hitami, bo czyta się je naprawdę szybko i przyjemnie, dodatkowo niesamowicie wciągają. Powróćmy jednak do „Hopeless” największą wadą tej powieści jest jej przewidywalność. Już po kilku pierwszych rozdziałach podejrzewałam, co działo się w domu rodzinnym Sky i jak rozwinie się jej relacja z Holderem, potem tylko moje założenia się potwierdziły.

Jestem przekonana, że wszystkie nastoletnie czytelniczki będą zachwycone „Hopeless”. Ja też choć nieco się zawiodłam na tej powieści, nie mogę powiedzieć, że nie jestem ciekawa innych książek autorstwa Colleen Hoover, a przede wszystkim następnego tomu, opisującego losy Sky i Holdera.

czwartek, 11 czerwca 2015

"Starter" - Lisa Price

Tytuł: Starter
Tytuł oryginału: Starters
Autor: Lissa Price
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: kwiecień 2015
Liczba stron: 400
Tematyka: Literatura młodzieżowa, Science fiction
Ocena: 8/10

Ludzkość cały czas dąży do uzyskania wiecznej młodości. Do tej pory nie udało się odkryć żadnego magicznego eliksiru, który zapewniłby nam wiosnę życia na stałe. Społeczeństwo posiłkuje się zatem licznymi zabiegami upiększającymi oraz chirurgią plastyczną. Być może w przyszłości tego typu działania nie będą nam już potrzebne, powszechne zato stanie się tzw wypożyczanie ciał. Taką wizję roztacza przed nami Lissa Price w swojej debiutanckiej powieści. 

Callie wraz ze swoim bratem i najlepszym przyjacielem po epidemii, która uśmierciła nie tylko jej rodziców, ale i wszystkich cywili w wieku średnim, zmuszona jest żyć na ulicy, znajdując schronienie w opuszczonych budynkach. Bez pieniędzy, godnych warunków i opieki lekarskiej stan najmłodszego i zarazem jedynego żyjącego członka jej rodziny ulega pogorszeniu. Chcąc ratować braciszka, bohaterka godzi się na warunki, jakie stawia przed nią tajna organizacja o nazwie Prime Destinations. W zamian za trzy wypożyczenia swojego ciała na użytek ponad stuletnich obywateli, dziewczyna ma otrzymać sumę daleko przekraczającą jej potrzeby. Natolatka nie zdaje sobie jednak sprawy, że z Prime Destinations jeszcze nikt nie odszedł. 

Nigdy nie powiedziałabym, że “Starter” jest debiutancką powieścią amerykańskiej autorki, bowiem  książce brak jakichkolwiek mankamentów. Każdy szczegół jest dokładnie przemyślany, proces zamiany ciał dokładnie i rzetelnie wyjaśniony, a bohaterowie nadzywczaj realistyczni. Dodatkowo sam pomysł na historię jest bardzo innowacyjny. W żadnej innej powieści nie spotykałam się z takim pomysłem, na jaki wpadła Lissa Price.  Jeśli chodzi o treść to absolutnie nie mam się do czego przyczepić. Wiele osób natomiast zachwyca się okładką powieści. Nie mam pojęcia, skąd się biorą te zachwyty ponieważ mi osobiście okładka w ogóle się nie podoba. Srebna oprawa wygląda nieco tandetnie i sztucznie rzuca się w oczy. Uważam, że zagraniczne wydania są milsze dla oka.

Sięgając po “Starter” miałam duże oczekiwania i wszystkie z nich zostały spełnione. Powiem nawet więcej, zazwyczaj bardzo trudno mnie zaskoczyć, bo jestem w stanie przewidzieć, jak autor potoczy akcje książki. Tym razem jednak pisarka wielokrotnie mnie zdumiła. Nie spodziewałam się aż tylu zwrotów akcji i takiego toku wydarzeń. Za to należą się Lissie Price ogromne gratulacje. Na koniec mogę tylko powiedzieć, że wielką niecierpliwością oczekuję na wydanie kolejnego tomu z serii. 

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Albatros: