Autor: Jakub Jarno
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: październik
2024
Liczba stron: 271
Tematyka: Literatura
piękna, polska
Średnia ocena: 6/10
Chyba mało jaka
książka wzbudziła w ostatnim czasie tak wiele emocji na rynku czytelniczym co „Światłoczułość”.
W szczególności, gdy w obieg poszła plotka że Jakub Jarno to tak naprawdę
ukrywający się pod pseudonimem Remigiusz Mróz. Nikt plotki tej nie potwierdził,
ani też jej nie zaprzeczył, a mi samej ciężko się do niej odnieść, bowiem do
tej pory przeczytałam tylko jedną książkę autorstwa Remigiusza Mroza i nie byłabym
w stanie stwierdzić, czy styl pisania obu panów jest na tyle podobny lub
charakterystyczny, żeby móc stwierdzić, że jest to ten sam autor. Ale czy to
robi jakąkolwiek różnicę, kto tak naprawdę powieść tę napisał? Dla mnie nie ma
to najmniejszego znaczenia, bo książkę oceniam po treści, a nie po nazwisku
autora.
Początkowo powieść zapowiadała
się naprawdę dobrze. Podobały mi się tajemnicze dialogi i listy, jakie
wymieniali między sobą główni bohaterowie – Witek i Żerka oraz atmosfera, jaką
wokół ich relacji budował autor. Pozytywnie zaskoczyłam się też widząc, że „Światłoczułość”
zawiera w sobie kolejną książkę – „Migotanie”. Szybko jednak cały mój zachwyt
opadł. „Migotanie” mimo, że przedstawione zostało jak rzeczywista książka w
książce, zawierająca nawet osobną datę publikacji, referencje, dedykację,
okazała się raczej fragmentami książki przeplatanymi z przemyśleniami lub
dialogami autora z nieznanym rozmówcą, aniżeli powieścią z prawdziwego
zdarzenia. Wydaje mi się, że równie dobrze autor mógł kontynuować swoją powieść
tak samo jak zaczął bez wplątywania niepotrzebnych udziwnień.
Nie wiem, jak duży
research historyczny poczynił Jakub Jaro przed napisaniem tej książki, ale ja
sama miałam wrażenie, że brakowało w niej autentyczności. Czułam jakby autor
nie miał do końca pojęcia o tematyce wojennej, nie czuł się w niej dobrze i bał
się poruszać po pewnych rejonach, których nie był pewny. Starał się trzymać
tematów bezpiecznych i których wiarygodności ciężko byłoby zaprzeczyć, a mimo
to udało mu się podpaść wielu historykom, którzy twierdzą, że Jakub Jarno
pozmieniał lub nieadekwatnie przedstawił pewne fakty historyczne.
Akcja książki była
bardzo niestabilna, albo działo się praktycznie nic, albo działo się wszystko
na raz. Były momenty, w których nie mogłam się oderwać od książki, ale były też
i momenty, kiedy musiałam się wręcz zmuszać do dalszego czytania. W pewnym
momencie miałam trochę wrażenie, jakbym jedyne co robiła to czytała o kolejnych
pobiciach głównego bohatera i gwałtach na dziewczynkach. Rozumiem, że książka
starała się oddać, jak okropnym okresem była wojna i jak mało o swoim własnym
losie miał do powiedzenia człowiek, jednak w przypadku Witolda Szczombrowskiego
miałam wrażenie, że chłopak jest wręcz chodzącym magnesem na nieszczęście. Na koniec to już nawet nie liczyłam, że coś
dobrego Go w życiu spotka.
Jestem w stanie
zrozumieć, dlaczego „Światłoczułość” wywołuje u wielu takie zachwyty. Jakub
Jarno ma naprawdę znakomite pióro i wie jak obudzić w czytelniku głęboko ukryte
emocje i empatię. Debiutantom raczej nieczęsto się to udaje. Swoim stylem
pisania autor potrafi trudny wojny przekształcić w poetyckie uniesienia. Mnie jednak
książka ta nie porwała. Może mam trochę inną wrażliwość niż inni czytelnicy,
którzy w tej książce znaleźli jakieś literackie objawienie? Nie wiem, ale ja jako
czytelnik poczułam się trochę napełniona obietnicami, z których żadna potem nie
została spełniona.
Ciekawa okładka, jestem ciekawa, czy spodobałaby mi się ta książka 😊
OdpowiedzUsuńMoże autor sam nie był pewien tej książki, dlatego wydał ją pod innym nazwiskiem, o ile to prawda. Mroza czytałam dwie książki, nie wiem też, czy poznam go po stylu, jakoś opis już nie do końca mi do niego pasuje, ale może, może. Aktualnie mam siły na książki o okrucieństwie. Możliwe, jednak że kiedyś dam jej szansę i sama ocenię czy mi podejdzie :).
OdpowiedzUsuń