wtorek, 17 czerwca 2025

"Na oczach wszystkich: Historia przypadku polskiego Fritzla" - Katarzyna Włodkowska

Tytuł: Na oczach wszystkich: Historia przypadku polskiego Fritzla
Autor: Katarzyna Włodkowska
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: wrzesień 2022
Liczba stron: 328
Tematyka: Literatura faktu, Reportaż
Średnia ocena: 6/10

Pamiętam jak na przełomie 2016 i 2017 roku zrobiło się głośno na temat sprawy „polskiego Fritzla”, który przez dwa lata przetrzymywał swoją małżonkę w piwnicy i który zgotował jej piekło na ziemi. W danym momencie nie śledziłam jednak tego wątku uważnie, dlatego gdy tylko dowiedziałam się, że pani Katarzyna Włodkowska napisała na ten temat całą książkę, wiedziałam, że muszę po nią sięgnąć. 

Przedstawiona w książce historia pani Ewy mną dogłębnie wstrząsnęła. Naprawdę, nawet teraz nie jestem w stanie pisać, o tym co bohaterka musiała znosić z rąk osoby, która ślubowała jej miłość. To co pani Ewie i jej dzieciom zgotował jej małżonek woła o pomstę do nieba. Najgorsze jest jednak to, że tyle osób mogło kobiecie pomóc, tymczasem nikt się nie odważył. Przykro czytało mi się o ludzkiej znieczulicy na drugiego człowieka, a także o tragicznym wręcz działaniu polskich służb bezpieczeństwa. 

Prócz opisu przeżyć i doświadczeń pani Ewy, autorka raczy czytelnika też bardzo szczegółową analizą regionu, w którym małżeństwo Sapałów zamieszkiwało. Z jednej strony rozumiem skąd się wzięły te fragmenty – autorka chciała wytłumaczyć czytelnikowi społeczno-ekonomiczne aspekty Kaszub, które w jakimś stopniu mogły przyczynić się do zachowania zarówno sprawcy jak i okolicznych mieszkańców, którzy zdawali sobie sprawę z zaistniałej sytuacji, a mimo wszystko na nią nie reagowali. Nie zmienia to jednak faktu, że wstawki te były zdecydowanie za długie, a czasami też i chaotyczne. 

Z mojego punktu widzenia połowa książki to była historia pani Ewy, a druga to historia Kaszub. Czy ja biorąc tę książkę do ręki chciałam dogłębnie analizować historię tego regionu? No nie! Chciałam zapoznać się z historią przypadku polskiego Fritzla! Zapoznać się, zapoznałam, ale przez te wszystkie adnotacje miałam wrażenie, że czytam tę historię trochę na około. Dodatkowo miałam wrażenie, że autorka szuka trochę usprawiedliwienia dla tego co się pani Ewie stało. Rozumiem, że okolice w których się wychowywaliśmy czy też w których żyjemy mogą mieć wpływ na nasze zachowanie, jednak nie usprawiedliwiają takiego bestialstwa czy znieczulicy. Pewne podstawowe ludzkie odruchy ma się tak czy siak.  

Nie zmienia to jednak faktu, że pani Katarzyna Włodkowska wykonała kawał dobrej roboty i bardzo rzetelnie i obiektywnie sprawę małżeństwa Sapałów przedstawiła. Jedyne co mi się nasuwa po przeczytaniu tej książki to apel: nie bójmy się reagować, gdy wydaje nam się, że drugiemu człowiekowi dzieje się krzywda. Lepiej nasłuchać się, że niepotrzebnie ingerujemy w czyjeś  życie, niż po czasie bić się ze sobą, że pozostaliśmy bierni na cierpienie drugiej osoby.  

piątek, 6 czerwca 2025

"Tamte dni, tamte noce" - Andre Aciman

Tytuł:
Tamte dni, tamte noce
Tytuł oryginału: Call me by your name
Autor: Andre Aciman
Wydawnictwo: Poradnia K.
Data wydania: styczeń 2018
Liczba stron: 300
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna, młodzieżowa
Średnia ocena: 9/10

Rodzice niespełna osiemnastoletniego Elio jak co roku zapraszają do swojej letniej, włoskiej posiadłości jednego z młodych zagranicznych literatów. Robią to, aby pomóc uzdolnionym osobom rozwijać się, a także by razem spędzić lato dyskutując o filozofii czy sztuce. Tego lata do rezydencji rodziny Perlamn przybywa dwudziestoczteroletni Amerykanin Olivier, w którym Elio praktycznie od razu się zadurza. Przez kolejne 6 tygodni obaj mężczyźni będą próbować ukryć targające nimi uczucia.

„Tamte dni, tamte noce” to przede wszystkim powieść o poszukiwaniu samego siebie i próbie okiełznania swoich uczuć, z którymi jak się okazuje, nie zawsze trzeba walczyć. Część osób kategoryzuję książkę Andre Acimana jako literaturę młodzieżową. Ja jednak nie do końca zgadzam się z tą opinią. Wydaje mi się,  że dla młodszego czytelnika ta książka może być po prostu za mocna ze względu na dość wulgarny język, który pojawia się szczególnie pod koniec powieści. Dodatkowo znajdziemy tu opisy różnych seksualnych zachowań, a autor tutaj nie stosuje żadnych subtelnych opisów, tylko bezceremonialnie mówi, co się dzieje bądź co siedzi w głowie bohaterów. Według mnie jest to książka dla młodzieży, ale takiej w wieku 16+. Uważam, że zarówno młodsi jak i starsi czytelnicy wiele mogą z tej książki wynieść.  

Nigdy wcześniej nie miałam okazji czytać książki, która by tak adekwatnie odzwierciedlała emocje, jakie towarzyszą osobie zakochanej. Nie ma tu znaczenia czy obiektem naszych uczuć jest mężczyzna czy kobieta, wygląda na to, że to co siedzi w naszej głowie, gdy trafi nas strzała amora jest niezmienne bez względu na płeć. Andre Aciman to prawdziwy znawca ludzkiej natury i uczuć. Jestem zachwycona jego dogłębną analizą stanu zakochania, szczególnie gdy chodzi o pierwszą miłość, która często ma na nas i na nasze późniejsze życie przeogromny wpływ. Lektura książki pozwoliła mi uzmysłowić sobie, że w przeszłości nie tylko mi przez głowę przewijał się natłok myśli, a mój mózg snuł niestworzone historię na temat mojego obiektu westchnień. 

Po lekturze „Tamtych dni, tamtych nocy’ skusiłam się również na obejrzenie adaptacji książki w postaci filmowej z taką znakomitą obsadą jak Timothée Chalamet czy Armie Hammer. Mimo że film mi się podobał to nawet w cząstce nie oddał atmosfery książki bądź też uczuć jakie towarzyszyły Elio przez całe lato na Sycylii. Według mnie to właśnie jego przemyślenia i notatki nadawały tej historii tak nadzwyczajny wydźwięk. Filmowi nie udało się adekwatnie oddać tego, co pomiędzy Eliem a Olivierem tak naprawdę było. Co najgorsze producenci postanowili zmienić jeden z głównych elementów fabuły mianowicie pochodzenie Elio. W powieści miał on korzenie amerykańsko-włoskie i rozmawiał w obu tych językach, podczas gdy na ekranie był on pochodzenia amerykańsko-włosko-francuskiego i przez znaczną część czasu komunikował się z rodzicami czy też swoimi włoskimi przyjaciółmi po francusku. Dla mnie nie miało to żadnego sensu i po raz kolejny ujęło historii. 

Andre Aciman stworzył powieść dla ludzi z otwartym umysłem i szczególną wrażliwością. To, w jaki sposób przedstawił historię Elio i Oliviera zasługuje na niejedną nagrodę. Dałam się uwieść fabule i nastrojowi, wykreowanemu przez autora i czytając tę książkę czułam się jakbym ja sama przeniosła się do słonecznych Włoch w latach 80tych. „Tamte dni, tamte noce’ to absolutna uczyta czytelnicza, którą gorąco każdemu polecam.  

czwartek, 22 maja 2025

"Hałas" - Małgorzata Halber

Tytuł: Hałas
Autor: Małgorzata Halber
Wydawnictwo: Cyranka
Data wydania: listopad 2024
Liczba stron: 260
Tematyka: Literatura piękna, polska
Średnia ocena: 8/10
 
Codzienność współczesnego człowieka przepełniona jest hałasem. Ten przejawia się przez nadmiar informacji, ciągłą potrzebę bycia online, przeświadczenie, że musimy być tak samo dobrzy bądź jeszcze lepsi niż inni i lista ta może iść w nieskończoność, i być modyfikowana na potrzeby indywidualnych przypadków. Jest jednak jeden aspekt, który w tym wszystkim pozostaje niezmienny: brakuje nam czasu dla samych siebie. Jednym słowem z każdej strony atakowani jesteśmy bodźcami, które nie są obojętne dla naszego systemu nerwowego i ogólnego samopoczucia, a my nie mamy chwili, żeby od tego odsapnąć. Czy jednak jesteśmy w stanie nazwać to, co tak nas trapi na co dzień? Małgorzata Halber przychodzi tutaj z pomocą.
 
 „Hałas” to zbiór przemyśleń autorki na kwestię, które mogą być interpretowane jako hałas.  Nie ma tu konkretnych bohaterów, miejsca akcji czy wydarzeń. Jest za to człowiek jak każdy z nas, który buntuje się przeciwko mechanizmom budującym rzeczywistość.  Według mnie „Hałas” jest afirmacją sprzeciwu, jaki ludzie czują do obecnego stanu rzeczy i tego w jakim kierunku zmierza społeczeństwo. Jest wyrazem buntu i chęci zmian. Chęci zatrzymania się i powiedzenia „nie” dla wszystkich rzeczy, które są od nas wymagane lub których oczekuję się od nas nie pytając się o naszą zgodę lub choćby opinię.
 
Małgorzata Halber bardzo trafnie nazywa emocje i uczucia, które towarzyszą na co dzień dzisiejszemu obywatelowi świata. Ja sama o niektórych z nich nawet nie miałam pojęcia, dopóki nie przeczytałam o nich w „Hałasie”. Pewne aspekty współczesności tak się we mnie utarły, że przestałam nawet je kwestionować. Gdyby autorka ich tak adekwatnie nie nazywa i nie podała mi ich wręcz na tacy to pewnie wciąż żyłabym w nieświadomości. Z jednej strony cieszyłam się, że inni współdzielą moje frustracje, ale z drugiej zrobiło mi się z tego powodu bardzo przykro. Uświadomiłam sobie z jak wieloma rzeczami musi mierzyć się współczesny człowiek i jak bardzo zabijają one jego wewnętrzne ja lub po prostu chęci do przeżycia swojego własnego życia po swojemu.
 
Mniej więcej dwie trzecie „Hałasu” przeczytałam jednym tchem, potem jednak lekturę musiałam nieco męczyć. Podczas gdy początkowo autorka skupiała się głównie na swoich osobistych uczuciach i emocjach, pod koniec zdecydowała się ilustrowanie swoich przemyśleń poprzez powoływanie się na innych autorów lub też uczonych. W tym momencie poczułam się jakbym czytała jakąś książkę naukową lub reportaż. Nie było to tym czego oczekiwałam lub na co się pisałam decydując się na lekturę tej książki. Gdyby nie to utwór ten oceniłabym jeszcze wyżej.
 
„Hałas” to trzecia książka autorstwa Małgorzaty Halber, którą miałam okazję przeczytać i po raz kolejny się nie zawiodłam. Twórczość owej autorki ma w sobie coś, co powoduje, że czuję się jakby jej utwory były napisana przez moją przyjaciółkę, która nie boi się powiedzieć głośno, tego co myśli i co leży jej na sercu, nawet jeśli ma to zrobić w wulgarny sposób, jak to właśnie robi Pani Małgorzata. Jej najnowszy utwór pisany jest bardzo swobodnym językiem, zawierającym przekleństwa, co tylko podkreśla jej sprzeciw do podkolorowywania rzeczywistości. Z wielką niecierpliwością wyczekuję kolejnej książki spod pióra autorki.

środa, 16 kwietnia 2025

"Ostatnie stadium" - Nina Lykke

Tytuł: Ostatnie stadium
Tytuł oryginału: Full spredning
Autor: Nina Lykke
Wydawnictwo: Pauza
Data wydania: czerwiec 2021
Liczba stron: 304
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna
Średnia ocena: 6/10
 
Mówi się, że stara miłość nie rdzewieje i historia, którą czytelnikowi przedstawia Nina Lykke dowodzi prawdziwości tego powiedzenia. Elin, która na co dzień pracuje jako lekarz rodzinny pewnego wieczora po paru lampkach wina przez przypadek wysyła zaproszenie do znajomych do swojego dawnego chłopaka i tak od słowa do słowa, od spotkania do spotkania, ich relacja zacieśnia się i przemienia w romans, który za jakiś czas wychodzi na światło dzienne. Od tej pory Elin tymczasowo zamieszkuje w swoim gabinecie lekarskim i snuje przemyślenia na temat swojego życia, które namiętnie „komentuje” szkielet, znajdujący się w rogu pokoju.
 
Pod względem samej fabuły w książce dzieje się bardzo niewiele, dlatego też wydaje mi się, że głównym celem autorki nie było wcale przestawienie historii romansu, jaki narodził się pomiędzy Elin a Bjørnem, a raczej ukazanie przemyśleń głównej bohaterki i wylanie jej wewnętrznych przekonań na papier. Wiele z tych rozmyślań jest naprawdę bardzo trafnych i co więcej sama je podzielam. W „Ostatnim Stadium” Elin daje upust swojej frustracji na służbę zdrowia, pacjentów jak i na swoje małżeństwo, dzieciństwo czy nawet swoje własne nałogi. Niespotykane było to, że bohaterka nie starała się koloryzować różnych sytuacji tylko dlatego, że sama była w ich centrum. Była dla siebie tak samo krytyczna jak dla innych, dostrzegała swoje błędy i nie wstydziła się o nich mówić.
 
„Ostatnie Stadium” to pierwsza książka skandynawska, która przeczytałam i która nie jest kryminałem. Ja osobiście uwielbiam Norwegię i nawet uczę się języka  tego kraju, dlatego poznanianie Skandynawii od innej strony niż kryminały było dla mnie miłą odmianą i uważam, że więcej powieści tego typu powinno być wydawanych w Polsce. Dodatkowo istnieje przekonanie, że w krajach skandynawskich żyje się lepiej niż gdziekolwiek indziej, tymczasem książki takie jak ta pozwalają nam poznać norweskie społeczeństwo od środka i samemu wysnuć wnioski, czy rzeczywiście jest tam tak kolorowo. 

wtorek, 8 kwietnia 2025

"Lato '69" - Elin Hilderbrand

Tytuł: Lato '69
Tytuł oryginału: Summer of ‘69
Autor: Elin Hilderbrand
Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: maj 2023
Liczba stron: 350
Tematyka: Literatura obyczajowa, zagraniczna
Średnia ocena: 4/10
 
Końcówka lat 60tych to czas, w którym miejsce miało wiele przełomowych wydarzeń takich jak lot na Księżyc czy wojna w Wietnamie. Był to także okres wzmożonej walki o prawa kobiet i prób zniesienia dyskryminacji rasowej w Stanach Zjednoczonych. W tych właśnie czasach kobietom z rodziny Foley-Levin a konkretniej Kate wraz z jej trzema córkami, przyjdzie spędzić lato w letniej rezydencji swojej matki Exalty na jednej z wysp w stanie Massachusetts.
 
Przedział wiekowy narratorek książki to pomiędzy 13 a 49 lat i każda z nich pamiętnego lata 1969 roku przeżywa jakieś miłosne uniesienia bądź snuje wspomnienia na temat swojego życia miłosnego na przestrzeni lat. Wydaje mi się, że tym sposobem autorka próbowała dotrzeć do większego grona odbiorców, dając tym samym szanse na znalezienie w książce czegoś dla siebie przez zarówno nastolatki jak i młode i dojrzałe kobiety. Nie jestem przekonana, czy był to jeden z najlepszych pomysłów autorki, ponieważ według mnie tym sposobem część powieści była dosyć infantylna, a druga część zbyt poważna.
 
Elin Hilderbrand należą się jednak brawa za wręcz perfekcyjne oddanie atmosfery lat 60tych. Miałam wrażenie, że każdy najmniejszy szczegół poczynając od gum do żucia, jakie dostawała najmłodsza bohaterka, do kanałów telewizyjnych i lokalnych wydarzeń politycznych był dogłębnie przez autorkę sprawdzony i zweryfikowany jako adekwatny do tamtych czasów. Ponadto, nazwa każdego z rozdziałów jest tytułem piosenki z lat 60tych. Ja wielką fanatyczką muzyki nie jestem, dlatego większość tytułów mi mówiła mi zbyt wiele, a w trakcie lektury nie chciało mi się odrywać, żeby jakiegoś konkretnego utworu posłuchać. Jestem jednak pod podważeniem tego, że autorka nie dość, że poświęciła tyle czasu na badanie realiów lat 60tych to jeszcze znalazła czas na szukanie odpowiedniego utworu z tej dekady, który idealnie pasowałby do danego rozdziału powieści.
 
Mimo wszystko w „Lecie ‘69” nie ma ani nic zaskakującego, oryginalnego ani niczego, co wyróżniałoby ten utwór na tle innych powieści. Jest to po prostu opis zwyczajnego lata przedstawiony z perspektywy czterech kobiet z tej samej rodziny, jedyna dygresja to fakt, że akcja nie dzieje się współcześnie, a w latach 60tych ubiegłego wieku.  Ponadto jest jeszcze jedna rzecz, która niezwykle mnie irytowała w trakcie lektury, mianowicie było to ciągłe podkreślanie przez autorkę faktu jak gruba w trakcie ciąży jest jedna z bohaterek. Każdy czytelnik już na samym początku zrozumiał, że kobieta jest w bliźniaczej ciąży i to oznacza, że jest większa od pozostałych ciężarnych. Nie sądzę, żeby konieczne było pisanie o jej wadze i tuszy więcej niż raz czy dwa, tymczasem Elin Hilderbrand zrobiła z tego poniekąd cechę charakterystyczną bohaterki i wspominała o tym jaka jest „wielka” absolutnie za każdym możliwym razem.
 
„Lato ‘69” kończy się krótką notą od autorki, która zdradza nam skąd wzięła pomysł na swoją książkę. Okazuje się, że historia jest inspirowana poniektórymi wydarzeniami z życia jej własnej rodziny i to właśnie Elin Hilderbrand jest jednym z powieściowych bliźniąt, które przyszły na świat w lecie 1969r. Autorka również zamieściła parę zdjęć ze swojego rodzinnego albumu z tego właśnie okresu. Czy sprawiło to, że na książkę zerknęłam życzliwszym okiem? No nie. Jeśli miałabym jednym zdaniem określić „Lato ‘69” to powiedziałabym, że jest to typowa powieść obyczajowa, z niestety mało barwnymi postaciami i która na pewno nie wniesie do waszego literackiego życia nic nowego. 

wtorek, 25 marca 2025

"Posłaniec" - Markus Zusak

Tytuł: Posłaniec
Autor: Markus Zusak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: maj 2019
Liczba stron: 352
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna
Średnia ocena: 5/10

Ed Kennedy - zwyczajny australijski taksówkarz pewnego dnia wraz z grupą swoich przyjaciół jest świadkiem napadu na bank, podczas którego wykazuje się brawurowym aktem odwagi. Zaraz po tym wydarzeniu w jego skrzynce na listy zaczynają lądować asy wraz z namiarami na osoby, które potrzebują pewnego rodzaju pomocy lub wsparcia. Tym sposobem Ed zostaje posłańcem i inicjatorem dobrych uczynków.

Po przeczytaniu paru pierwszych rozdziałów książki miałam wrażenie, że „Posłaniec” będzie książką poniekąd komediową, szybko jednak okazało się, że to nieprawda. Momentami powieść rzeczywiście potrafiła rozbawić, jednak tylko momentami, wraz z rozwojem akcji poziom humoru spadał coraz to na niższy poziom. Momentami wręcz odnosiłam wrażenie, że książka jest nieco infantylna, a sam autor gubi się w tym, co chce przekazać. Sam pomysł na fabułę książkę też nie był nadzwyczaj oryginalny. Mi trochę przypominał film „Siedem dusz”. Ogólnie często czy to w filmach czy książkach pojawiają się wątki bohatera z ulicy, który swoimi czynami odmienia życie lokalnej społeczności. Taki supermen o mniejszym rozgłosie, bez peleryny i umiejętności latania, czyli cały Ed Kennedy.  

Myślę, że jak każda lektura tego typu, „Posłaniec” ma za zadanie nakłonić czytelnika do refleksji i pomóc mu zauważać magię w małych, codziennych rzeczach. Trudno mi jednak było wyciągnąć z tej powieści jakąś lekcję, gdyż większość czasu drapałam się w głowę i zastanawiałam nad realnością zdarzeń przedstawionych w książce. Dużym zaskoczeniem dla mnie była reakcja bohaterów na śledzenie ich przez Eda. Normalną odpowiedzią większości ludzi byłaby co najmniej rezerwa, chęć ucieczki bądź wezwania pomocy, podczas gdy większość osób z którymi ma do czynienia Ed ma od samego początku ma do niego wręcz przyjacielski stosunek i bez najmniejszych oporów nie tylko prowadzi z nim dialog, ale też w niektórych przypadkach zaprasza go do swojego domu. Totalnym hitem była dla mnie jednak próba pozyskania nowych wiernych do kościoła poprzez oferowanie im darmowego piwa. Czy naprawdę ktoś dał się nabrać na to, że takie zdarzenia są choć trochę prawdopodobne w normalnym życiu?

Zakończenie książki też nie miało większego sensu. Niby Marcus Zusak próbował całą akcję ze sobą spoić, sprawdzić żeby złożyła się w logiczną całość z ciekawym finiszem, jednak według mnie nie bardzo mu się to udało. Gdybym nie wiedziała, kto napisał tę książkę, a po jej lekturze powiedziano by mi, że „Posłaniec” wyszedł spod pióra tego samego autora co bestsellerowa „Złodziejka książek” nie uwierzyłabym. Przepaść pomiędzy tymi utworami jest przeogromna. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że ta książka była pierwszą powieścią autora jestem jedynie w stanie wywnioskować, że Marcus Zusak wyciągnął potrzebną lekcję i swój kunszt literacki ulepszył. 

niedziela, 9 marca 2025

"Polskie Morderczynie" - Katarzyna Bonda

Tytuł: Polskie Morderczynie
Autor: Katarzyna Bonda
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: marzec 2017
Liczba stron: 400
Tematyka: Reportaż, Literatura faktu
Średnia ocena: 9/10
 
Chyba nie istnieje żaden fan podcastów kryminalnych, który nie słyszał o kultowym reportażu Katarzyny Bondy. Ja pierwszy raz o „Polskich Morderczyniach” usłyszałam dzięki słuchowisku „Piąte, nie zabijaj”. Potem tytuł ten obił mi się o uszy jeszcze dobrych parę razy, aż w końcu nie miałam innej opcji jak tylko sięgnąć po tę książkę.
 
W książce znajdziemy historie czternastu kobiet skazanych za morderstwo drugiego człowieka. Każda z przedstawionych historii składa się z dwóch części. Wpierw poznajemy charakter bohaterek i ich przeszłość na podstawie wywiadów, które Katarzyna Bonda przeprowadziła osobiście ze skazanymi, a potem dopiero dowiadujemy się za co konkretnie dana kobieta odsiaduje wyrok na podstawie rzeczywistych akt sprawy. Przyznam, że autorka nie mogła chyba wpaść na lepszy sposób przedstawienia każdej z historii. Szokujące dla mnie było to, że najpierw czytałam o kobiecie, którą na podstawie wywiadu udawało mi się całkiem rozumieć, po czym jak wiadro pomyj wylewało się na mnie to, co rzeczywiście zrobiła i jakie kierowały nią pobudki bazując na realnych świadectwach i faktach.
 
Wiele z historii, które przytacza Katarzyna Bonda słyszałam już wcześniej. Nie oznacza to jednak, że autorka kogoś papugowała pisząc tę książkę, wręcz przeciwnie. Pierwsze wydanie „Polskich morderczyń” ukazało się w 2009 na długo przed erą podcastów i szałem na powieści kryminale. Można więc śmiało stwierdzić, że to właśnie Katarzyna Bonda była poniekąd pionierką w tej dziedzinie i to inni często opierają się na jej wywiadach w swoich słuchowiskach.
 
Książka nie składa się z samych historii skazanych kobiet. Katarzyna Bonda przeprowadziła również wywiady z osobami takimi jak profiler, seksuolog, psychiatra czy dyrektor więzienia, które na co dzień zaangażowane są w różne procesy związane z udowodnieniem zbrodni, a także resocjalizacją więźniarek. Część z tych osób miała nawet styczność z kobietami, o których czytaliśmy na wcześniejszych stronach utworu. Rozmowy te dają nam lepszy wgląd na sytuacje kobiet odbywających kary w polskich więzieniach, a także zapoznają nas z pewnymi statystykami i wzorami postępowania, jakie kierują płcią piękną podczas dokonywania zbrodni.
 
Zaraz za wywiadami znajdziemy rozdział zatytułowany „Opinie czytelników”. Ja osobiście nie jestem fanką, takich wstawek w szczególności w książkach. Wiadome jest, że jedyne opinie jakie tam znajdziemy, to te które zachwalają utwór pod niebiosa i nie szczędzą mu komplementów. Ktoś mi może wytłumaczyć jaki jest cel umieszczania takich treści w książce? Zachęcenie czytelnika do lektury? No nie wiem, w moim przypadku ma to działanie zupełnie odwrotne. Przypomina mi trochę próbę dowartościowania autora i jego utworu, a tego Katarzyna Bonda szukać nie musi.
 
Wiem, że Katarzyna Bonda jest również autorka wielu powieści kryminalnych, jednak do tej pory nie miałam okazji zapoznania się z żadną z nich. Z całą pewnością mogę jednak stwierdzić, że pisanie reportaży idzie jej znakomicie. 

poniedziałek, 3 marca 2025

"Nocami krzyczą sarny" - Katarzyna Zyskowska

Tytuł: Nocami krzyczą sarny
Autor: Katarzyna Zyskowska
Wydawnictwo: Znak, Literanova
Data wydania: czerwiec 2023
Liczba stron: 400
Tematyka: Literatura piękna, polska
Średnia ocena: 8/10

„Nocami krzyczą sarny” to powieść pisywana z perspektywy trzech różnych kobiet  - Marii/Mani, Mereike i Marianny. Maria jest dorosłą wersją Mani, która stara się przypomnieć sobie, co zdarzyło się latem 1998 na wakacjach w Górach Sowich. Kobieta wie, że dwadzieścia lat wcześniej doszło do czegoś strasznego, jednak nie jest w stanie odtworzyć w pamięci żadnych szczegółów od momentu imprezy z resztą znajomych do czasu, gdy trzy dni później została znaleziona przez policję w poniemieckiej piwnicy. Powieść to nie tylko próba rozwikłania zagadki tajemniczego zniknięcia Manii, ale także pokoleniowa historia rodziny i domu, w którym mieszka babka dziewczyny.

Ze wszystkich narratorek najmniej przyjemnie czytało mi się fragmenty przedstawione oczami Marii. Według mnie dorosła Mania jest niezwykle irytująca i strasznie użala się na swoim losem, którego nawet nie zna. Dopisuje sobie różne wątki do swojej przeszłości, nie weryfikując wcześniej ich wiarygodności. Jest ona odzwierciedleniem dojrzałej kobiety, którą trzeba wszędzie prowadzić za rączkę, bo inaczej grunt się pod nią zwali. Rozumiem, że trauma ciągnie się za nią aż do teraz i nie jest jej łatwo stawić czoła demonom z przeszłości, momentami jednak miałam wrażenie, że Maria robi z siebie po prostu ofiarę losu.

Na szczęście akcja, którą poznajemy dzięki reszcie bohaterek jest niezwykle wciągająca. Bardzo podobało mi się, że akcja sięga wstecz aż do czasów II Wojny Światowej i pokazuje jak wydarzenia sprzed tylu lat wpływają na zachowanie i teraźniejszość obecnie żyjących ludzi. Mimo że zdarzenia przedstawione w książce są fikcyjne to wydaje mi się, że Katarzynie Zyskowskiej bardzo adekwatnie udało się oddać realia rządzące terenami Dolnego Śląska w czasach hitlerowskich.  Podobało mi się, że autorka nie starała się żadnej ze stron konfliktu wybielić lub też dodatkowo obwinić. Tak jak w prawdziwym życiu poznamy tutaj zarówno dobrych i jak i złych Niemców, a także Polaków.

Mimo że  „Nocami krzyczą sarny” to literatura piękna w utworze znajdziemy wiele wątków historycznych, kryminalnych a nawet paranormalnych. Nie brakuje tu też brutalnych opisów i scen, dlatego bardziej wrażliwi czytelnicy powinni mieć się na baczności.  Jakby tego było mało, autorka w swojej książce nawiązuje do pogańskich wierzeń, a przede wszystkim do bogini Mokosz, która była ucieleśnieniem matki Ziemi i płodności. Inkorporacja fragmentów słowiańskiej mitologii dodaje powieści mistycznego, a zarazem tajemniczego klimatu.  


Wcześniej słyszałam o paru powieściach spod pióra pani Katarzyny Zyskowskiej, nigdy jednak nie miałam okazji ani też nadmiernej ochoty sięgnąć po żadną z nich. Teraz jednak jestem przekonana, że szybko się to zmieni.  W „Nocami krzyczą sarny” autorka zachwyciła mnie nie tylko znakomitym pomysłem na fabułę, czy stylem pisania, ale także uwiodła mnie niesamowitą atmosferą i wielowarstwowością fabuły. Jeśli inne książki są tak samo dobre jak ta, to ja wchodzę w to w ciemno!

środa, 19 lutego 2025

"Światłoczułość" - Jakub Jarno

Tytuł: Światłoczułość
Autor: Jakub Jarno
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: październik 2024
Liczba stron: 271
Tematyka: Literatura piękna, polska
Średnia ocena: 6/10
 
Chyba mało jaka książka wzbudziła w ostatnim czasie tak wiele emocji na rynku czytelniczym co „Światłoczułość”. W szczególności, gdy w obieg poszła plotka że Jakub Jarno to tak naprawdę ukrywający się pod pseudonimem Remigiusz Mróz. Nikt plotki tej nie potwierdził, ani też jej nie zaprzeczył, a mi samej ciężko się do niej odnieść, bowiem do tej pory przeczytałam tylko jedną książkę autorstwa Remigiusza Mroza i nie byłabym w stanie stwierdzić, czy styl pisania obu panów jest na tyle podobny lub charakterystyczny, żeby móc stwierdzić, że jest to ten sam autor. Ale czy to robi jakąkolwiek różnicę, kto tak naprawdę powieść tę napisał? Dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia, bo książkę oceniam po treści, a nie po nazwisku autora.
 
Początkowo powieść zapowiadała się naprawdę dobrze. Podobały mi się tajemnicze dialogi i listy, jakie wymieniali między sobą główni bohaterowie – Witek i Żerka oraz atmosfera, jaką wokół ich relacji budował autor. Pozytywnie zaskoczyłam się też widząc, że „Światłoczułość” zawiera w sobie kolejną książkę – „Migotanie”. Szybko jednak cały mój zachwyt opadł. „Migotanie” mimo, że przedstawione zostało jak rzeczywista książka w książce, zawierająca nawet osobną datę publikacji, referencje, dedykację, okazała się raczej fragmentami książki przeplatanymi z przemyśleniami lub dialogami autora z nieznanym rozmówcą, aniżeli powieścią z prawdziwego zdarzenia. Wydaje mi się, że równie dobrze autor mógł kontynuować swoją powieść tak samo jak zaczął bez wplątywania niepotrzebnych udziwnień.
 
Nie wiem, jak duży research historyczny poczynił Jakub Jaro przed napisaniem tej książki, ale ja sama miałam wrażenie, że brakowało w niej autentyczności. Czułam jakby autor nie miał do końca pojęcia o tematyce wojennej, nie czuł się w niej dobrze i bał się poruszać po pewnych rejonach, których nie był pewny. Starał się trzymać tematów bezpiecznych i których wiarygodności ciężko byłoby zaprzeczyć, a mimo to udało mu się podpaść wielu historykom, którzy twierdzą, że Jakub Jarno pozmieniał lub nieadekwatnie przedstawił pewne fakty historyczne.
 
Akcja książki była bardzo niestabilna, albo działo się praktycznie nic, albo działo się wszystko na raz. Były momenty, w których nie mogłam się oderwać od książki, ale były też i momenty, kiedy musiałam się wręcz zmuszać do dalszego czytania. W pewnym momencie miałam trochę wrażenie, jakbym jedyne co robiła to czytała o kolejnych pobiciach głównego bohatera i gwałtach na dziewczynkach. Rozumiem, że książka starała się oddać, jak okropnym okresem była wojna i jak mało o swoim własnym losie miał do powiedzenia człowiek, jednak w przypadku Witolda Szczombrowskiego miałam wrażenie, że chłopak jest wręcz chodzącym magnesem na nieszczęście.  Na koniec to już nawet nie liczyłam, że coś dobrego Go w życiu spotka.
 
Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego „Światłoczułość” wywołuje u wielu takie zachwyty. Jakub Jarno ma naprawdę znakomite pióro i wie jak obudzić w czytelniku głęboko ukryte emocje i empatię. Debiutantom raczej nieczęsto się to udaje. Swoim stylem pisania autor potrafi trudny wojny przekształcić w poetyckie uniesienia. Mnie jednak książka ta nie porwała. Może mam trochę inną wrażliwość niż inni czytelnicy, którzy w tej książce znaleźli jakieś literackie objawienie? Nie wiem, ale ja jako czytelnik poczułam się trochę napełniona obietnicami, z których żadna potem nie została spełniona. 

środa, 5 lutego 2025

"Wichrowe Wzgórza" - Emily Bronte

Tytuł: Wichrowe Wzgórza
Autor: Emily Bronte
Wydawnictwo: MG
Data wydania: październik 2022
Liczba stron: 448
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna, klasyka obca
Średnia ocena: 9/10
 
Twórczość sióstr Bronte w szczególności Anne i Charlotte była przeze mnie znana i ceniona już wcześniej. Nigdy dotąd nie miałam jednak okazji sięgnąć po jedyną powieść wydaną przez ich siostrę Emily na parę miesięcy przed jej śmiercią w wieku trzydziestu lat. Jak wielka szkoda, że zabierałam się za lekturę „Wichrowych Wzgórz” od tak długiego czasu!
 
Akcja „Wichrowych Wzgórz” rozgrywa się na przełomie XVIII i XIX wieku w hrabstwie Yorkshire w Wielkiej Brytanii. Jest to powieść o tym jak odrzucenie i chęć zemsty jest w stanie zdominować życie nie tylko jednego człowieka a całych trzech pokoleń z dwóch osobnych rodów. Zadziwiające jest to, że w książce istnieją jedynie dwa miejsca, w których dzieje się akcja: Drozdowe Gniazdo bądź Wichrowe Wzgórza, a mimo to czytelnik zupełnie się nie nudzi i przez cały czas odkrywa w tych miejscach coś nowego i magicznego. Jedyne z czym miałam problem to polubienie jakiegokolwiek bohatera powieści. Może wydawać się to trochę dziwne, bo chcąc nie chcąc zawsze czytelnik znajduje sobie taką jedną osobę, którą darzy największą sympatią i najchętniej śledzi jej losy. W tym przypadku tak nie było i musiałam zadowolić się większym dystansem do bohaterów, co jednak w niczym mi nie przeszkadzało.
 
Bardzo podobało mi się, że cała historia była przedstawiona oczami pani Dean, czyli osoby która nie miała bezpośredniego wpływu ani na akcje ani na czynny innych postaci. Dzięki temu nie wiemy o czym myśleli, co planowali, ani nawet co czuli główni bohaterowie książki. Daje to czytelnikowi większą obiektywność w ocenie zachowań i wypowiedzi Katherine, Heathcliffa, Edgara czy innych. „Wichrowe Wzgórza” to na pewno nie powieść dla każdego, a już na pewno nie powieść, którą czyta się dla relaksu czy na wakacjach. Skłania ona do myślenia, porusza ciężkie tematy i przede wszystkim jest bardzo depresyjna, dlatego też jeśli aktualnie nie jesteś w dobrym stanie psychicznym, radziłabym póki co darować sobie lekturę tej książki.  
 
Część uważa powieść Emily Bronte za ponadczasowy romans, ja jednak romansem bym tej książki nie nazywała, gdyż najzwyczajniej w świecie za bardzo jej ten tytuł uwłacza i szufladkuje. Ponadto jest tu niewiele miłosnych uniesień, głównie miłosnych zawodów i tragedii. Prawidłowo „Wichrowe Wzgórza” powinno się nazywać powieścią gotycką, gdyż posiada ona wszystkie jej cechy tj. demoniczność postaci, tajemniczość krajobrazu, szaleństwo, nadprzyrodzone zjawiska, mrok, wątek śmierci i terroru. Już z samego tego opisu można wywnioskować jak bardzo historia przedstawiona przez Emily Bronte różni się od tych, które opisywały jej siostry.
 
Wydaje mi się, że gdyby „Wichrowe Wzgórza” były pierwszą powieścią, którą bym przeczytała spod pióra sióstr Bronte to bez wątpienia, twórczość reszty rodzeństwa nie wywarłaby na mnie aż tak dużego wrażenia jak kiedyś. Emily zdecydowanie postawiłaby im poprzeczkę bardzo wysoko. Nie dziwią mnie wcale głosy, że Emily mogła byś tą najbardziej utalentowaną z sióstr, jaka więc szkoda, że tak szybko odeszła i nie zostawiła po sobie więcej literackiego dorobku.

czwartek, 23 stycznia 2025

"Dymy nad Birkenau" - Seweryna Szmaglewska

Tytuł: Dymy nad Birkenau
Autor: Seweryna Szmaglewska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: styczeń 2020
Liczba stron: 464
Tematyka: Literatura polska, Literatura faktu, Autobiografia
Średnia ocena: 9/10

Długo się zastanawiałam, czy w ogóle powinnam pisać recenzję tej książki, biorąc pod uwagę jak bardzo poważny i tragiczny temat ona porusza. Do tego nie jest pierwszym lepszym reportażem, a zapiskiem czyiś osobistych doświadczeń  z obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Mimo wszystko postanowiłam podjąć się tego zadania.

Książka pierwszy raz została wydana w 1945, zaraz po II Wojnie Światowej. Pani Seweryna Szmaglewska przebywała w Birkenau praktycznie od samego początku jego założenia i była w nim aż do jego ewakuacji w końcowych etapach wojny. Tak długi czas, który autorka spędziła za murami obozu i mnogość doświadczeń, jakie dane było jej przeżyć,  sprawia że „Dymy nad Birkenau” to najbardziej szczegółowy i adekwatny opis realiów, z jakimi było się mierzyć więźniom obozów koncentracyjnych. Dodatkowo książka powstała w przeciągu zaledwie paru miesięcy po opuszczeniu przez autorkę obozu, dzięki temu była to relacja świeża i pamięć ludzka nie miała jeszcze okazji wyprzeć mniej istotnych bądź wyjątkowo traumatycznych faktów.

Książkę czyta się trudno, nie ze względu na to, że jest ona źle napisana, ale przez jej brutalność i bezpośredniość. Czytelnik najzwyczajniej w świecie potrzebuje czasu, żeby sobie pewne rzeczy przyswoić i zdać sobie sprawę, że to co czyta, rzeczywiście miało miejsce i nie jest wytworem wyobraźni. Niezwykle ciężko czyta się o potwornościach, których doświadczyła pani Seweryna i inni więźniowie. Jednakże, cieszę się, że dane było mi zapoznać się z tak szczegółowym opisami sytuacji więźniów i wydaje mi się, że każdy Polak powinien taką wiedzę i świadomość historyczną posiadać.

Jest jednak jedna, jedyna rzecz, która mi się w książce nie podobała – trzecioosobowa narracja. Sprawiło mi to trudność w całkowitym zanurzeniu się w powieść i poczuciu, że i ja osobiście jestem tam na miejscu i przeżywam te wszystkie koszmarne rzeczy razem z innymi bohaterami. Co najważniejsze podobne zarzuty słyszała już wcześniej sama autorka i nawiązuje do tego w wywiadzie, który znajduje się na samym początku książki. Pani Seweryna wyjaśnia, że początkowo powieść rzeczywiście była pisana przez nią w pierwszej osobie, jednak po zasięgnięciu porad uznała, że bezpieczniejsze dla niej i lepsze dla czytelnika będzie jeśli nie będzie on mógł emocjonalnie związać się z autorką i tym samym będzie mógł obiektywnie spojrzeć na wszystko, co działo się w Auschwitz-Birkenau.


„Dymy nad Birkenau” to moja druga ulubiona książka o tematyce obozowej zaraz po „Przeżyłam Oświęcim” Krystyny Żywulskiej. Wydaje mi się, że jest to pozycja, która powinna pojawić się w kanonie lektur szkolnych ze względu na to jak niewyobrażalny wkład Seweryna Szmaglewska i jej świadectwo miały na poznanie prawdy o obozach koncentracyjnych, i jak ważne jest to, żeby pamięć o ludziach, którzy zginęli za murami Auschwitz-Birkenau przetrwała.