Tytuł oryginału: Cien años de soledad
Autor: Gabriel Garcia Marquez
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: listopad 2024
Liczba stron: 456
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna
Średnia ocena: 3/10
Czytając „Sto lat samotności” miałam wrażenie, że pisarz za wszelką cenę stara się na jednej stronie zawrzeć jak najwięcej wydarzeń i wplątać w nie jak najwięcej bohaterów. Śmiało mogę powiedzieć, że w tej książce na jednej stronie dzieje się więcej, niż w niektórych powieściach na pięćdziesięciu. W książce nie łatwo jest się połapać, biorąc pod uwagę ilość zdarzeń i ilość bohaterów o takich samych imionach. Ja czasami musiałam zdania czytać po parę razy, żeby poprawnie odczytać z kontekstu o kogo właściwie w danym momencie chodzi. Zdecydowanie nie jest to książka, którą można przeczytać za jednym posiedzeniem. Ja czytałam ją fragmentami i trudno było mi i tak znaleźć chęć, żeby do lektury powracać.
Dla mnie osobiście najgorzej było przebrnąć przez tę część książki, w której panowała wojna między konserwatystami a liberałami. Przeraźliwie mi się wtedy powieść dłużyła i momentami nawet myślałam, żeby dać sobie z nią spokój. Nic co wtedy czytałam, nie miało dla mnie większego sensu. Kolejną rzeczą, która mi się w powieści nie podobała to ilość seksualnego wynaturzenia. Jestem zdziwiona, że ludzie chwalący tę powieść nie dostrzegają ile chorych schematów jest w niej opisanych. Mamy tutaj kazirodztwo, cudzołóstwo a nawet pedofilię.
Muszę jednak przyznać, że zakończenie zrobiło na mnie spore wrażenie i poniekąd wyjaśniło większość skomplikowanych aspektów książki. Gdyby jednak ktoś zapytał mnie, czy przeczytałabym tę książkę jeszcze raz tylko po to, żeby na ostatniej stronie dowiedzieć się, że cała ta pogmatwana powieść miała jakiś większy sens, bez wątpienia odpowiedziałabym, że nie. Moim zdaniem nie warto było sobie zawracać głowy tą powieścią. Może nie odkryłam jej prawdziwego przesłania i nie jestem w stanie dostrzec tego, co autor miał na myśli, ale z drugiej strony też nie wiem czy jestem na siłach tego dociekać.