wtorek, 25 marca 2025

"Posłaniec" - Markus Zusak

Tytuł: Posłaniec
Autor: Markus Zusak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: maj 2019
Liczba stron: 352
Tematyka: Literatura piękna, zagraniczna
Średnia ocena: 5/10

Ed Kennedy - zwyczajny australijski taksówkarz pewnego dnia wraz z grupą swoich przyjaciół jest świadkiem napadu na bank, podczas którego wykazuje się brawurowym aktem odwagi. Zaraz po tym wydarzeniu w jego skrzynce na listy zaczynają lądować asy wraz z namiarami na osoby, które potrzebują pewnego rodzaju pomocy lub wsparcia. Tym sposobem Ed zostaje posłańcem i inicjatorem dobrych uczynków.

Po przeczytaniu paru pierwszych rozdziałów książki miałam wrażenie, że „Posłaniec” będzie książką poniekąd komediową, szybko jednak okazało się, że to nieprawda. Momentami powieść rzeczywiście potrafiła rozbawić, jednak tylko momentami, wraz z rozwojem akcji poziom humoru spadał coraz to na niższy poziom. Momentami wręcz odnosiłam wrażenie, że książka jest nieco infantylna, a sam autor gubi się w tym, co chce przekazać. Sam pomysł na fabułę książkę też nie był nadzwyczaj oryginalny. Mi trochę przypominał film „Siedem dusz”. Ogólnie często czy to w filmach czy książkach pojawiają się wątki bohatera z ulicy, który swoimi czynami odmienia życie lokalnej społeczności. Taki supermen o mniejszym rozgłosie, bez peleryny i umiejętności latania, czyli cały Ed Kennedy.  

Myślę, że jak każda lektura tego typu, „Posłaniec” ma za zadanie nakłonić czytelnika do refleksji i pomóc mu zauważać magię w małych, codziennych rzeczach. Trudno mi jednak było wyciągnąć z tej powieści jakąś lekcję, gdyż większość czasu drapałam się w głowę i zastanawiałam nad realnością zdarzeń przedstawionych w książce. Dużym zaskoczeniem dla mnie była reakcja bohaterów na śledzenie ich przez Eda. Normalną odpowiedzią większości ludzi byłaby co najmniej rezerwa, chęć ucieczki bądź wezwania pomocy, podczas gdy większość osób z którymi ma do czynienia Ed ma od samego początku ma do niego wręcz przyjacielski stosunek i bez najmniejszych oporów nie tylko prowadzi z nim dialog, ale też w niektórych przypadkach zaprasza go do swojego domu. Totalnym hitem była dla mnie jednak próba pozyskania nowych wiernych do kościoła poprzez oferowanie im darmowego piwa. Czy naprawdę ktoś dał się nabrać na to, że takie zdarzenia są choć trochę prawdopodobne w normalnym życiu?

Zakończenie książki też nie miało większego sensu. Niby Marcus Zusak próbował całą akcję ze sobą spoić, sprawdzić żeby złożyła się w logiczną całość z ciekawym finiszem, jednak według mnie nie bardzo mu się to udało. Gdybym nie wiedziała, kto napisał tę książkę, a po jej lekturze powiedziano by mi, że „Posłaniec” wyszedł spod pióra tego samego autora co bestsellerowa „Złodziejka książek” nie uwierzyłabym. Przepaść pomiędzy tymi utworami jest przeogromna. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że ta książka była pierwszą powieścią autora jestem jedynie w stanie wywnioskować, że Marcus Zusak wyciągnął potrzebną lekcję i swój kunszt literacki ulepszył. 

niedziela, 9 marca 2025

"Polskie Morderczynie" - Katarzyna Bonda

Tytuł: Polskie Morderczynie
Autor: Katarzyna Bonda
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: marzec 2017
Liczba stron: 400
Tematyka: Reportaż, Literatura faktu
Średnia ocena: 9/10
 
Chyba nie istnieje żaden fan podcastów kryminalnych, który nie słyszał o kultowym reportażu Katarzyny Bondy. Ja pierwszy raz o „Polskich Morderczyniach” usłyszałam dzięki słuchowisku „Piąte, nie zabijaj”. Potem tytuł ten obił mi się o uszy jeszcze dobrych parę razy, aż w końcu nie miałam innej opcji jak tylko sięgnąć po tę książkę.
 
W książce znajdziemy historie czternastu kobiet skazanych za morderstwo drugiego człowieka. Każda z przedstawionych historii składa się z dwóch części. Wpierw poznajemy charakter bohaterek i ich przeszłość na podstawie wywiadów, które Katarzyna Bonda przeprowadziła osobiście ze skazanymi, a potem dopiero dowiadujemy się za co konkretnie dana kobieta odsiaduje wyrok na podstawie rzeczywistych akt sprawy. Przyznam, że autorka nie mogła chyba wpaść na lepszy sposób przedstawienia każdej z historii. Szokujące dla mnie było to, że najpierw czytałam o kobiecie, którą na podstawie wywiadu udawało mi się całkiem rozumieć, po czym jak wiadro pomyj wylewało się na mnie to, co rzeczywiście zrobiła i jakie kierowały nią pobudki bazując na realnych świadectwach i faktach.
 
Wiele z historii, które przytacza Katarzyna Bonda słyszałam już wcześniej. Nie oznacza to jednak, że autorka kogoś papugowała pisząc tę książkę, wręcz przeciwnie. Pierwsze wydanie „Polskich morderczyń” ukazało się w 2009 na długo przed erą podcastów i szałem na powieści kryminale. Można więc śmiało stwierdzić, że to właśnie Katarzyna Bonda była poniekąd pionierką w tej dziedzinie i to inni często opierają się na jej wywiadach w swoich słuchowiskach.
 
Książka nie składa się z samych historii skazanych kobiet. Katarzyna Bonda przeprowadziła również wywiady z osobami takimi jak profiler, seksuolog, psychiatra czy dyrektor więzienia, które na co dzień zaangażowane są w różne procesy związane z udowodnieniem zbrodni, a także resocjalizacją więźniarek. Część z tych osób miała nawet styczność z kobietami, o których czytaliśmy na wcześniejszych stronach utworu. Rozmowy te dają nam lepszy wgląd na sytuacje kobiet odbywających kary w polskich więzieniach, a także zapoznają nas z pewnymi statystykami i wzorami postępowania, jakie kierują płcią piękną podczas dokonywania zbrodni.
 
Zaraz za wywiadami znajdziemy rozdział zatytułowany „Opinie czytelników”. Ja osobiście nie jestem fanką, takich wstawek w szczególności w książkach. Wiadome jest, że jedyne opinie jakie tam znajdziemy, to te które zachwalają utwór pod niebiosa i nie szczędzą mu komplementów. Ktoś mi może wytłumaczyć jaki jest cel umieszczania takich treści w książce? Zachęcenie czytelnika do lektury? No nie wiem, w moim przypadku ma to działanie zupełnie odwrotne. Przypomina mi trochę próbę dowartościowania autora i jego utworu, a tego Katarzyna Bonda szukać nie musi.
 
Wiem, że Katarzyna Bonda jest również autorka wielu powieści kryminalnych, jednak do tej pory nie miałam okazji zapoznania się z żadną z nich. Z całą pewnością mogę jednak stwierdzić, że pisanie reportaży idzie jej znakomicie. 

poniedziałek, 3 marca 2025

"Nocami krzyczą sarny" - Katarzyna Zyskowska

Tytuł: Nocami krzyczą sarny
Autor: Katarzyna Zyskowska
Wydawnictwo: Znak, Literanova
Data wydania: czerwiec 2023
Liczba stron: 400
Tematyka: Literatura piękna, polska
Średnia ocena: 8/10

„Nocami krzyczą sarny” to powieść pisywana z perspektywy trzech różnych kobiet  - Marii/Mani, Mereike i Marianny. Maria jest dorosłą wersją Mani, która stara się przypomnieć sobie, co zdarzyło się latem 1998 na wakacjach w Górach Sowich. Kobieta wie, że dwadzieścia lat wcześniej doszło do czegoś strasznego, jednak nie jest w stanie odtworzyć w pamięci żadnych szczegółów od momentu imprezy z resztą znajomych do czasu, gdy trzy dni później została znaleziona przez policję w poniemieckiej piwnicy. Powieść to nie tylko próba rozwikłania zagadki tajemniczego zniknięcia Manii, ale także pokoleniowa historia rodziny i domu, w którym mieszka babka dziewczyny.

Ze wszystkich narratorek najmniej przyjemnie czytało mi się fragmenty przedstawione oczami Marii. Według mnie dorosła Mania jest niezwykle irytująca i strasznie użala się na swoim losem, którego nawet nie zna. Dopisuje sobie różne wątki do swojej przeszłości, nie weryfikując wcześniej ich wiarygodności. Jest ona odzwierciedleniem dojrzałej kobiety, którą trzeba wszędzie prowadzić za rączkę, bo inaczej grunt się pod nią zwali. Rozumiem, że trauma ciągnie się za nią aż do teraz i nie jest jej łatwo stawić czoła demonom z przeszłości, momentami jednak miałam wrażenie, że Maria robi z siebie po prostu ofiarę losu.

Na szczęście akcja, którą poznajemy dzięki reszcie bohaterek jest niezwykle wciągająca. Bardzo podobało mi się, że akcja sięga wstecz aż do czasów II Wojny Światowej i pokazuje jak wydarzenia sprzed tylu lat wpływają na zachowanie i teraźniejszość obecnie żyjących ludzi. Mimo że zdarzenia przedstawione w książce są fikcyjne to wydaje mi się, że Katarzynie Zyskowskiej bardzo adekwatnie udało się oddać realia rządzące terenami Dolnego Śląska w czasach hitlerowskich.  Podobało mi się, że autorka nie starała się żadnej ze stron konfliktu wybielić lub też dodatkowo obwinić. Tak jak w prawdziwym życiu poznamy tutaj zarówno dobrych i jak i złych Niemców, a także Polaków.

Mimo że  „Nocami krzyczą sarny” to literatura piękna w utworze znajdziemy wiele wątków historycznych, kryminalnych a nawet paranormalnych. Nie brakuje tu też brutalnych opisów i scen, dlatego bardziej wrażliwi czytelnicy powinni mieć się na baczności.  Jakby tego było mało, autorka w swojej książce nawiązuje do pogańskich wierzeń, a przede wszystkim do bogini Mokosz, która była ucieleśnieniem matki Ziemi i płodności. Inkorporacja fragmentów słowiańskiej mitologii dodaje powieści mistycznego, a zarazem tajemniczego klimatu.  


Wcześniej słyszałam o paru powieściach spod pióra pani Katarzyny Zyskowskiej, nigdy jednak nie miałam okazji ani też nadmiernej ochoty sięgnąć po żadną z nich. Teraz jednak jestem przekonana, że szybko się to zmieni.  W „Nocami krzyczą sarny” autorka zachwyciła mnie nie tylko znakomitym pomysłem na fabułę, czy stylem pisania, ale także uwiodła mnie niesamowitą atmosferą i wielowarstwowością fabuły. Jeśli inne książki są tak samo dobre jak ta, to ja wchodzę w to w ciemno!

środa, 19 lutego 2025

"Światłoczułość" - Jakub Jarno

Tytuł: Światłoczułość
Autor: Jakub Jarno
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: październik 2024
Liczba stron: 271
Tematyka: Literatura piękna, polska
Średnia ocena: 6/10
 
Chyba mało jaka książka wzbudziła w ostatnim czasie tak wiele emocji na rynku czytelniczym co „Światłoczułość”. W szczególności, gdy w obieg poszła plotka że Jakub Jarno to tak naprawdę ukrywający się pod pseudonimem Remigiusz Mróz. Nikt plotki tej nie potwierdził, ani też jej nie zaprzeczył, a mi samej ciężko się do niej odnieść, bowiem do tej pory przeczytałam tylko jedną książkę autorstwa Remigiusza Mroza i nie byłabym w stanie stwierdzić, czy styl pisania obu panów jest na tyle podobny lub charakterystyczny, żeby móc stwierdzić, że jest to ten sam autor. Ale czy to robi jakąkolwiek różnicę, kto tak naprawdę powieść tę napisał? Dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia, bo książkę oceniam po treści, a nie po nazwisku autora.
 
Początkowo powieść zapowiadała się naprawdę dobrze. Podobały mi się tajemnicze dialogi i listy, jakie wymieniali między sobą główni bohaterowie – Witek i Żerka oraz atmosfera, jaką wokół ich relacji budował autor. Pozytywnie zaskoczyłam się też widząc, że „Światłoczułość” zawiera w sobie kolejną książkę – „Migotanie”. Szybko jednak cały mój zachwyt opadł. „Migotanie” mimo, że przedstawione zostało jak rzeczywista książka w książce, zawierająca nawet osobną datę publikacji, referencje, dedykację, okazała się raczej fragmentami książki przeplatanymi z przemyśleniami lub dialogami autora z nieznanym rozmówcą, aniżeli powieścią z prawdziwego zdarzenia. Wydaje mi się, że równie dobrze autor mógł kontynuować swoją powieść tak samo jak zaczął bez wplątywania niepotrzebnych udziwnień.
 
Nie wiem, jak duży research historyczny poczynił Jakub Jaro przed napisaniem tej książki, ale ja sama miałam wrażenie, że brakowało w niej autentyczności. Czułam jakby autor nie miał do końca pojęcia o tematyce wojennej, nie czuł się w niej dobrze i bał się poruszać po pewnych rejonach, których nie był pewny. Starał się trzymać tematów bezpiecznych i których wiarygodności ciężko byłoby zaprzeczyć, a mimo to udało mu się podpaść wielu historykom, którzy twierdzą, że Jakub Jarno pozmieniał lub nieadekwatnie przedstawił pewne fakty historyczne.
 
Akcja książki była bardzo niestabilna, albo działo się praktycznie nic, albo działo się wszystko na raz. Były momenty, w których nie mogłam się oderwać od książki, ale były też i momenty, kiedy musiałam się wręcz zmuszać do dalszego czytania. W pewnym momencie miałam trochę wrażenie, jakbym jedyne co robiła to czytała o kolejnych pobiciach głównego bohatera i gwałtach na dziewczynkach. Rozumiem, że książka starała się oddać, jak okropnym okresem była wojna i jak mało o swoim własnym losie miał do powiedzenia człowiek, jednak w przypadku Witolda Szczombrowskiego miałam wrażenie, że chłopak jest wręcz chodzącym magnesem na nieszczęście.  Na koniec to już nawet nie liczyłam, że coś dobrego Go w życiu spotka.
 
Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego „Światłoczułość” wywołuje u wielu takie zachwyty. Jakub Jarno ma naprawdę znakomite pióro i wie jak obudzić w czytelniku głęboko ukryte emocje i empatię. Debiutantom raczej nieczęsto się to udaje. Swoim stylem pisania autor potrafi trudny wojny przekształcić w poetyckie uniesienia. Mnie jednak książka ta nie porwała. Może mam trochę inną wrażliwość niż inni czytelnicy, którzy w tej książce znaleźli jakieś literackie objawienie? Nie wiem, ale ja jako czytelnik poczułam się trochę napełniona obietnicami, z których żadna potem nie została spełniona.